Kasta: „Nie powinniśmy się wstydzić, że nie zabijamy się za kod pocztowy” [Wywiad]
Obserwuj nas na instagramie:
Waldemar Kasta wkrótce wyda swój pożegnalny album zatytułowany Nestor. Dlaczego wrocławska legenda się żegna? Dowiecie się z naszej rozmowy.
Z dala od szumu i ciekawskich spojrzeń, czyli gra na własnych zasadach
Już od ponad dekady nie dostaliśmy od Kasty nowego materiału. Na przestrzeni lat raper wielokrotnie zapowiadał nowości, lecz, jak wiadomo, na zapowiedziach się skończyło. Wkrótce jednak obietnica zostanie spełniona.
Zobacz: Waldemar Kasta liczy Bankroll z Kabe. Weteran promuje swój pożegnalny album
Nestor ma być pożegnaniem. Nie z muzyką w ogóle, ale z rapem. Materiał dojrzewał od dłuższego czasu, choć w trakcie rozmowy odniosłem wrażenie, że dla autora czas to pojęcie drugorzędne, niemal zbędne. W biznesie istnieje tylko koniunktura. Nie spotkaliśmy się jednak tylko po to, by dyskutować o płycie. Podczas spotkania Waldemar Kasta opowiedział o dziedzictwie, życiu w Londynie i postrapowych planach.
Waldemar Kasta – rozmowa przed wydaniem płyty Nestor
Igor Wiśniewski, Rytmy.pl: W styczniu minie dwanaście lat od wydania ostatniej płyty. Nie myślałeś, że ludzie już zwątpili w twój powrót?
Kasta: Pewnie już dawno to zrobili. Kilka zapowiedzi nie wypaliło. To tak, jakby ktoś powiedział, że nie możesz napisać książki po dwudziestu pięciu latach przerwy, bo wtedy już nie jesteś pisarzem. W tym miejscu warto zadać sobie pytanie, czy ktoś jest w stanie powstrzymać prywatną modlitwę? Nawet jeżeli uzurpuje sobie do tego prawo, i tak nie może tego zrobić, bo ta należy wyłącznie do ciebie.
Muzyka, czyli ta modlitwa właśnie, to moje katharsis. Zawieram w niej swoje przemyślenia. Pewnie jest też po części chęcią sprawdzenia się po raz kolejny. Nie ma dla mnie znaczenia, czy jestem już za stary, za brzydki, zbyt gruby, czy za mało popularny. Żeby dowiedzieć się którejś z tych rzeczy, muszę coś zrobić.
Twoja grupa odbiorców cały czas istnieje. Ludzie żywo reagują na twoje wpisy w mediach społecznościowych.
Kasta: Mam ludzi, z którymi koresponduję. Nie wiem, czy to jest grupa odbiorców, skoro od ponad dekady nie mogę tego potwierdzić.
Skąd w ogóle ta przerwa?
Kasta: Przede wszystkim stąd, że jestem człowiekiem, który bierze się za robotę dokładnie wtedy, kiedy chce ją wykonać, a nie w momencie, kiedy ktoś ode mnie tego oczekuje. Nie docierają do mnie argumenty w rodzaju „teraz jest dobry czas” albo „nie wypada teraz przestać”.
Masz bardzo nienowoczesne podejście. Daje ci to dużo wolności?
Kasta: Jeżeli muzyka nie byłaby nominalnie namiastką wolności, to czym wtedy jest? Czymś, czego na pewno nie chcę. W każdym aspekcie życia kieruję się takim nastawieniem. Jeżeli np. brak pieniędzy zmuszałby mnie do robienia muzyki, byłby to jeszcze bardziej karkołomny pomysł. Dlaczego ktoś mógłby sądzić, że wracając po takim czasie, album będzie komercyjnym sukcesem? Przecież to prawie niemożliwe!
Przeczytaj także: Czasami zgredzi, już nie małolaci. Polscy weterani nadal są całkiem mocni [felieton]
Jak w 2022 roku zyskać taką perspektywę?
Kasta: Ja od zawsze mam taką. Uważałem od początku, że nie jestem „wasz”. Roszczeniowość grupy odbiorców przekłada się na wszelkie rodzaje nacisku, na prywatną modlitwę i artyzm, jeżeli on tam w ogóle jest. Ja działam inaczej. Jeśli nagrywam jakąś rzecz, ty masz tylko dwie rzeczy do zrobienia.
Możesz to przyjąć i się tym podzielić, tym bardziej że nie namawiam cię do płacenia nie wiadomo jakiej sumy, albo twoje kompetencje kończą się w momencie, kiedy ci się to nie podoba. W drugim przypadku uważam, że powinieneś wyrzucić to do kubła, a nie opiniować, czy ja coś powinienem, czy nie.
Ile czasu powstawał ten album? Rok temu wspominałeś, że jest gotowy.
Kasta: Od dwóch lat czeka na wydanie. W pandemii go zamknąłem. Facet, który jest moim kierowcą, zna już tę płytę na pamięć.
Masz własnego szofera?
Kasta: Przyjaciela, który wozi mi dupę. Jedziesz na drugi koniec Polski. Masz ochotę zapalić, wypić drinka. Przed tobą do zrobienia KSW. Twój wybór to albo wrócić do hotelu, przespać się i ruszyć do domu, albo wsiąść do samochodu i po kilku godzinach być we własnym łóżku. Dzięki temu zyskujesz czas, by być najbliżej swoich bliskich. A ja zawsze kieruję się najkrótszą drogą do żony i córki.
Waldemar Kasta feat. Sarius – Delirka
Wracając do płyty – skąd tak długi czas oczekiwania?
Kasta: Ciśnienie związane z tworzeniem muzyki kojarzy się z tym, że skoro już jest, to trzeba ją jak najszybciej wydać. Niby dlaczego? Skoro nikt nie czekał na ten materiał przez lata, czemu miałby nie wiadomo jak cierpieć przez kolejne dwadzieścia cztery miesiące? Przecież w tej perspektywie to bez znaczenia. Jeśli nie wypiekłeś chleba, to nie mogę mieć do ciebie o to pretensji. Po prostu kupuję go gdzieś indziej.
A nie miałeś wewnętrznego pragnienia podzielenia się z ludźmi?
Kasta: I tu pojawia się jeszcze inny katalizator. Odsprzedałem prawa do swojej muzyki wytwórni, więc pierwszy raz od lat nie robię wyłącznie na własny rachunek. Bo wtedy najpewniej po dwóch tygodniach wcisnąłbym „enter” i oddał materiał ludziom za darmo tylko po to, by go słuchali. W zaistniałej sytuacji płyta już właściwie nie jest moja. Jak i kiedy odbywa się proces promocji, jest zależne w dużej mierze od tego, co jest dla nich w tym momencie ważne. A ja pewnie nie jestem priorytetem firmy. Są tam tuzy polskiej muzyki, a ja pasuję tam…
… jak pięść do nosa.
Kasta: To się jeszcze okaże!
Czyli jednym zdaniem: oddałeś koronę króla podziemia, którą lata temu się chwaliłeś.
Kasta: Trudno teraz mówić o podziemiu, skoro wydaje mnie Agora. Miałem dużo problemów prywatnych i cieszę się, że wytwórnia uszanowała fakt, że nie bardzo mam czas na promocję. W zasadzie jestem zadowolony, że w tym czasie nie było wielkiego ciśnienia. Problemy, z którymi się borykałem i walczę z nimi nadal, powodowały, że przebieranie się w szaty króla i przesadne epatowanie prosperity jest po prostu średnio możliwe. W odpowiednim czasie ludzie dowiedzą się, co zrobiłem, a ja zobaczę, czy mój chleb im smakuje, czy nie. Choć i tak będę go piekł tak, jak chcę.
Mówisz, że nadal będziesz wypiekał ten sam chleb, ale przecież Nestor ma być pożegnalnym albumem.
Kasta: Owszem, ale muzykuję też w innych szufladach. To powoduje, że jak pada stwierdzenie, że od dwunastu lat nic nie zrobiłem, to np. środowiska metalowe czy grunge’owe by się z tym nie zgodziły.
Pamiętam, że zapowiadałeś kiedyś rockowo-bluesowy album.
Kasta: Pewnie pojawi się na starość. Próbowałem robić muzykę, z którą ładnie się zestarzeję. Mam na myśli wszystko, co będzie po Nestorze. Mam to zaplanowane na ileś lat do przodu. Zawsze planuję długofalowo. Kiedy robiłem pierwszą płytę, ona też dojrzewała parę lat. Niektórzy słyszeli fragmenty już w drugiej połowie lat 90., a album trafił na rynek w 2002 roku.
W show-biznesie nie ma czegoś takiego jak strata czasu. Można co najwyżej minąć się z koniunkturą. Jedyne, na czym mogłem stracić to fakt, że gdybym wydał krążek w 2020 roku, to byłaby to jedna z pierwszych okołodrillowych płyt w Polsce. Obecnie nikt jej nie oceni w taki sposób. Wydaje mi się, że to jedyna strata.
Mam rozumieć, że już w 2002 roku miałeś wizję, co będziesz robić przez kolejne dwadzieścia lat?
Kasta: Nie, bez przesady. Wtedy byłem młody i moje planowanie długofalowe kończyło się na tym, że chciałem robić płyty. Nie wiedziałem, kiedy skończę, przyjdzie kryzys światopoglądowy lub będę miał potomstwo. A te czynniki miały wpływ na moją ocenę sytuacji. W 2002 roku planowałem już, że zostanę muzykiem, a co za tym idzie – nie tylko raperem. Jestem po prostu nieodpowiednich rozmiarów, by mieścić się w jednej szufladzie.
Drillowy album w wykonaniu 44-latka brzmi co najmniej zastanawiająco.
Kasta: Bardziej chodzi o stylistykę. W warstwie tekstowej nie znajdziesz trupów i znaków na lufie. Nawet gdybym takie rzeczy wyczyniał, tobym o tym nie opowiadał.
Były już przypadki, że teksty służyły za dowody.
Kasta: Dla kogoś, kto myśli, że jutro i tak może umrzeć, być może jutra nie ma. W rezultacie opowiada o tym, co widzi dziś. Drill kojarzy mi się z najbardziej ortodoksyjną grupą szturmową ulicznego gangu. Umówmy się, że ja szefem ulicznego gangu nie jestem. Dlatego drill dla mnie to tylko subgatunek w obrębie hip-hopu. Po przesłuchaniu tej płyty ludzie zrozumieją, że nie ma tam gloryfikacji ulic.
Nie wyglądasz na gościa, który dba o social media, ale na Facebooku widnieje, że mieszkasz w Londynie. Stąd u ciebie takie zafascynowanie drillem?
Kasta: Wzięło się stąd, że w Londynie drill jest niemal wszechobecny. Siedzę tam od 2004 roku z drobnymi przerwami.
Co stamtąd wyniosłeś?
Kasta: Przede wszystkim, że nie powinniśmy się wstydzić tego, że nie zabijamy się za kod pocztowy. Takie jest właśnie oblicze drillu w wielkich miastach na świecie.
Lata temu Polacy też potrafili doprowadzać do brutalnych awantur, bo jeden jest z Poznania, a drugi, dajmy na to, z Warszawy.
Kasta: Jasne, niektórzy za to zginęli, nie zaprzeczam. Nie mówię też, że tego nie widziałem. Dlatego na albumie opowiadam o tym, że ty być może nie chcesz tego zobaczyć.
W jaki sposób udało ci się szybko rozeznać na mapie Londynu w tej kwestii?
Kasta: Przede wszystkim szybko mi wytłumaczono, że jeśli trzymam z ludźmi z mojej dzielnicy, to nie mogę nagrywać z raperem, którego lubię, a pochodzi z zupełnie innej części miasta. Miałem kiedyś taką sytuację, że facet miał nagrać na mój album i tego nie dożył. Dostał za to, że zjadł nie pod tym nocnym chickenem, do którego był uprawniony. Między innymi ta sytuacja wpłynęła na moją narrację.
Waldemar Kasta feat. Kabe – Bankroll
Mówiąc o tworzeniu muzyki, użyłeś określenia „modlitwa”. Stąd Nestor?
Kasta: Nie. „Nestor” kojarzy mi się z pewnym chełpliwym wykorzystaniem hasła, którym nikt mnie nigdy nie nazwał.
Więc sam się tak nazwałeś.
Kasta: Z przekory. Nikt tego nie może zmienić. Trudno wyrugować z czyjegoś życia ćwierć wieku tradycji. Jeśli są w tym kraju pierwsi raperzy, zadzwoń do Piotrka Marca [Liroya – red.] i spytaj, czy według niego jestem uprawniony do tego tytułu.
Kiedy Nestor do nas trafi?
Kasta: Nie wiem. Nie interesuje mnie to. Wytwórnia wie na pewno. Wszystko zależy od tego, jak będą wyglądały następne procesy zarybiania. Być może wydam singiel, może dwa. Możliwe, że pójdą gorzej, niż się spodziewałem i będę starać się podgrzewać atmosferę w dalszym ciągu. Lub po prostu plany wydawnicze wytwórni są inne. W ogóle nie zdziwiłoby mnie wydawanie priorytetowo chociażby Ewy Bem.
Widzę w tobie pewną sprzeczność. Z jednej strony wydajesz się facetem, który rozpycha się łokciami i gra na własnych zasadach, a z drugiej z pokorą czekasz na swoją kolej.
Kasta: Bo tu nie ma żadnych aspektów prywatnych. Jeśli kupiłeś ode mnie prawa do książki, to moje prywatne chęci wydania jej jak najszybciej są nie na miejscu. Z profesjonalnego punktu widzenia to wydawca decyduje, kiedy dzieło się pojawi. Materiał jest w szufladzie i nie zajmuje mojej głowy, kiedy go z niej wyjmą.
Z pozycji, w której obecnie jesteś, możesz przyglądać się branży z bezpiecznego dystansu i nadal mieć coś do powiedzenia. Dlaczego w takim razie się żegnasz?
Kasta: Ustaliliśmy już, że mnie na scenie nie ma i nikt na mnie nie czeka. Tyle razy już zapowiadałem powrót, że niektórzy zarzucają mi hipokryzję. Więc przynajmniej doprowadzam do sytuacji, w której mogę powiedzieć, że dotrzymałem słowa. Lepiej późno niż wcale, jak mówi stare polskie powiedzenie.
A co jeśli ludzie z utęsknieniem rzucą ci się w ramiona?
Kasta: Wtedy będzie to jeszcze fajniejsze pożegnanie, niż sobie wymyśliłem.
Nie dopuszczasz do siebie myśli, że wtedy zapragniesz wydać kolejny rapowy album?
Kasta: Skakanie po scenie w kolorowych kurteczkach w wieku pięćdziesięciu lat może być dla kogoś fajne, ale nie dla mnie. Myślę, że w momencie, gdy będę siwieć, dużo bardziej do twarzy będzie mi z tymi obliczami, które już dla siebie wymyśliłem.
Skoro zamykasz się w swoim garażu, by chwytać za gitarę i tworzyć, nie myślałeś o roli wydawcy?
Kasta: Nie, to ciężki kawałek chleba. Wtedy występowałbym z silnej pozycji, twierdząc, że coś wiem na temat rynku wydawniczego. Że mogę ci tę wiedzę sprzedać za odpowiednią stawkę. A ja nie dość, że nie mam takiej wiedzy, to nie czułbym się kimś, kto w ujęciu mentorskim uważałby, że te same buty zaprowadzą cię w to samo miejsce, jeżeli ci je pożyczę. Wydaje mi się, że to nadal zbyt indywidualna kwestia.
Dziś wiele można zdziałać wizerunkiem.
Kasta: Nie wiedziałem, że mi się uda. Nie wiem, czemu się udało. W związku z tym nie będę udawać, że mam dla ciebie schemat, który cię zaprowadzi tam, gdzie chcesz.
We wczesnych dwutysięcznych nie czułeś, jak silnym wsparciem dla wrocławskiej sceny byłeś?
Kasta: Byłem chyba bardziej zdziwiony sukcesem tamtych niedoskonałości. Podobnie jak dziś jestem zaskoczony brakiem sukcesu o wiele lepszych rzeczy. Uważam, że dziś mam o wiele więcej do powiedzenia niż wtedy. Natomiast pewnie nie wyskoczę już z ramki, w której ktoś, oceniając mnie, uzna, że wtedy byłem lepszy niż teraz. Jego wnioski oparte są głównie na statystykach, a to wyłącznie zaklęta matematyka i nic więcej.
Może to zabrzmi nieskromnie, ale nie postawiłbym znaku równości pomiędzy popularnością niektórych współczesnych artystów, a ich potencjalnym ładunkiem emocjonalnym za dwadzieścia lat. Do ludzi z mojego pokolenia przekazy dochodziły w bardziej angażujący emocjonalnie sposób, na przykład za sprawą poczty pantoflowej. W erze internetu, nawet jeśli informacja dociera do większego grona, wcale nie ma pewności, czy ten potencjał emocjonalny ludzi wyrastających z młodzieżowej muzyki będzie dalej tak samo łaskawy dla tych twórców. Jestem z czasów, w których mówił o mnie Teleexpress. Ja już od dawna nie jestem popularny i pewnie nie będę. Choć poczyniłem pewne zabiegi, żeby się przypomnieć. Stworzyłem płytę z młodymi ludźmi, których wcale nie oszukiwałem, że rodzaj defibrylacji i przypomnienie się rynkowi, również za ich pośrednictwem, jest moim celem. Zachowuję się jak DJ Khaled. Jesteś popularny, więc chciałbym przypomnieć o swoim nazwisku również wśród twoich fanów.
Czyli stawiasz na młodych?
Kasta: Chodziło w tej płycie o to, by połączyć pokolenia. Śledzę, co się dzieje, dlatego też szukałem tych, którzy odpowiedzą na moje wezwanie. Zbudowałem coś na kształt pomnika, który mijany przez przechodniów przynajmniej istnieje w ich świadomości. Z Kabe nagrałem dwa numery w sposób, jaki onegdaj się to robiło. Po krótkiej rozmowie umówiliśmy się na nagrywki na drugi dzień. Pojechałem do niego, zrobiliśmy te piosenki w półgodzinnych odstępach.
Sitek feat. Waldemar Kasta – Filar
W drugich Peryferiach używasz określenia „rap cyganeria”. Jak to rozumiesz?
Kasta: Myślę, że znalezienie analogii jest dosyć proste. Byliśmy zbieraniną pewnej awangardowej grupy poetów. Stąd właśnie cyganeria. Jeśli ktoś cofnie się do pierwotnego znaczenia tego terminu, przekona się, że bynajmniej nie oznacza on Romów. To jest ta wielowątkowość K.A.S.T.Y. i naszego podejścia. Reprezentowaliśmy wartości i przekazaliśmy je dalej. W mojej ocenie wszystko się tu zgadza.
Skoro Nestor ma być pożegnaniem, to dlaczego Agora, a nie np. Step Records?
Kasta: Agora dała mi najlepszą ofertę w ujęciu przyszłościowym. Moi koledzy ze Stepu najpewniej wydaliby tę płytę, ale czy zrobiliby to samo z grunge’owym krążkiem? Czy Step Records wydaje książki? W dodatku najlepiej w tym kraju? Nigdy nie będą tak silni na rynku, jak Agora. Jeśli pracuję przy filmie, współpracuję z Agorą. Mam zamiar wydać książkę, współpracuję z Agorą. Jeżeli zechcę wydać inny rodzaj muzyki – współpracuję z Agorą. Hip-hopowo być może ktoś mógłby zająć się lepiej tym materiałem, ale nie przeszkadza mi to. Do ogólnego worka wkładają dużo więcej niż jakakolwiek rapowa wytwórnia. Mam jeszcze sporo do zaoferowania.
Waldemar Kasta wkrótce wyda swój pożegnalny album zatytułowany Nestor. Dlaczego wrocławska legenda się żegna? Dowiecie się z naszej rozmowy. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Z dala od szumu i […]
Obserwuj nas na instagramie: