Holak: Bycie muzykiem bardzo ułatwia mi projektowanie dla muzyki [rozmowa]
Obserwuj nas na instagramie:
Z Holakiem, czyli połówką Małych Miast (#toniejesthiphop), pijąc rozpuszczalną kawę bez mleka (niżej podpisany) lub z mlekiem kokosowym (Holak), przegadaliśmy dziesiątki tematów. Nie wszystko udało nam się zmieścić w tym materiale, ale udało nam się zachować jego naturalny feeling i pogadankę o słodkich okładkowych kłamstwach, słuchaniu demówek i odgryzaniu się hejterom. Zaczęliśmy jednak od przeprowadzki i stałej pracy w Alkopoligamii…
Wiesz co, zacznę już nagrywać, może coś się z tego przyda.
Spoko. Ja pracuję z chłopakami pewnie już ponad rok, ale do niedawna działaliśmy na odległość, byłem zdalnym grafikiem. Przeprowadziłem się, bo – po pierwsze, w Alkopoligamii można fajnie popracować z fajnymi ludźmi, a po drugie – jestem teraz bliżej wszystkiego. Jak chcę coś z kimś nagrać, to zwyczajnie wsiadam na rower i jadę do studia.
Ta przeprowadzka to chyba w miarę świeża sprawa?
Tak, jestem w Warszawie od jakichś trzech miesięcy i już widzę, że w kontekście muzyki zrobiłem dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Polecam (śmiech).
I co, duży przeskok między Poznaniem a Warszawą?
To jest przeskok w kategoriach odległości między punktami – w Warszawie z punktu A do punktu B pokonuje się takie odległości jak z mojego rodzinnego Mogilna do Poznania – a to godzina drogi pociągiem, przypominam. W gruncie rzeczy jednak, tak naprawdę te miasta jakoś mocno się nie różnią.
Ale mówisz, że przeprowadzka na plus?
Tak, mi się zawsze podobała Warszawa, więc nie było tak, że było to dla mnie jakaś smutna konieczność.
W Poznaniu pojawiłeś się w związku ze studiami…?
Tak. W Poznaniu mieszkałem… Ile się studiuje, z pięć lat?
No, z pięć lat wyjdzie.
No, to pięć ostatnich lat byłem w Poznaniu. Wcześniej uczyłem się w liceum plastycznym w Gnieźnie.
I jak wspominasz poznański epizod?
Pobyt w Poznaniu oznaczał dla mnie przede wszystkim ASP. Zostawiłem tam też mnóstwo muzycznych związków – zespoły, z którymi się kumplowałem i wszystkich muzyków, z którymi nadal gram. Paradoks tej przeprowadzki jest taki, że – z perspektywy kogoś, kto mieszka w Warszawie, mogę powiedzieć, że spotykam wszystkich tak samo często przez to, że wszyscy po prostu przyjeżdżają tu do pracy (śmiech).
Jakich muzyków zostawiłeś w Poznaniu?
Tych, z którymi grałem w Kumce Olik.
A to Kumka jeszcze funkcjonuje?
Nie, chociaż nigdy nie ogłosiliśmy, że zespół się rozpadł. Od kilku lat jednak nic nie wydajemy i nie gramy koncertów, więc w jakimś sensie nasza działalność jest zawieszona. Mimo to, nadal gram z tymi (ale nie tylko z tymi) ludźmi – ostatnio na solowym koncercie na Spring Break – i jestem przekonany, że będę to ciągnął w tym samym składzie. Mieszkamy w różnych miastach, ale znamy się bardzo dobrze i to można jakoś logistycznie obejść.
Wspomniałeś o ASP – dlaczego tam podjąłeś studia i skąd w twoim życiu pojawiła się grafika?
Jeśli chodzi o grafikę, to dosyć trudne pytanie, bo… nie pamiętam. Natomiast jeśli chodzi o studia, to powód był dosyć prosty – mianowicie, studia muzyczne w Polsce są mocno nastawione na granie muzyki… klasycznej. Już się bałem, że powiem: poważnej. To by było faux pas, nie?
Czort wie, sam też chciałem dopowiedzieć: poważnej. Mówisz, że babola bym tym strzelił?
Kurde, nie wiem, czy jest taki podział, ale sama nazwa “muzyka poważna” od razu kojarzy mi się z określeniem klimatu tej muzyki… Mniejsza, zostańmy przy “klasycznej”.
W każdym razie, nie czuję powołania, żeby być muzykiem, który odgrywa klasyczne rzeczy, ani nie czuję zajawy, żeby uczyć się teorii muzyki w taki sposób, jak to się u nas robi – stąd grafika. Byłem grafikiem jeszcze zanim poszedłem na ASP – a na ASP poszedłem, żeby się rozwinąć intermedialnie. Ale skąd zajawa na grafikę…? Nie wiem, ale u mnie to się zawsze wiązało z muzą. Pierwsza okładka, jaką zrobiłem…
…tak, czytałem o tym. To jakaś strasznie wczesna historia, z piętnaście lat wtedy miałeś.
Czternaście. Okłamałem zespół, któremu tę okładkę zaproponowałem, że już wcześniej się tym zajmowałem (śmiech). Pierwotnie, tę okładkę miał robić Macio Moretti, ale przedstawiłem swoją propozycję i to ją wybrali.
Drugą okładkę zrobiłem do płyty Kumki i była to okładka niefajna, a trzecia to już w ogóle była straszna. Czwarta – trochę fajniejsza. Uczyłem się na swoich błędach i na swoich płytach, a później jakoś to poszło.
Czyli twoja graficzna działalność zawsze była związana z muzycznymi rzeczami?
Tak. Zresztą, ja nigdy nie odnalazłem się w tym środowisku graficznym, które funkcjonuje w Polsce i mam wrażenie, że działam na podobnej zasadzie jak chociażby Forin, który też głównie robi rzeczy do muzyki. Nie jestem z tego świata projektantów z magazynu 2+3D – raczej bazuję na znajomościach związanych z okładkami i z plakatami. Czuję się włączony w świat muzy. Ostatnio rozmawiałem z kimś, kto dał mi do zrozumienia, że to, że jestem muzykiem, bardzo ułatwia mi projektowanie dla muzyki, bo każdy automatycznie wie, że ja to robię. Te dwie działki na siebie oddziałują. Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale coś w tym jest.
W Alkopoligamii masz jednak większe spektrum obowiązków niż projektowanie okładek.
W Alkopoligamii jestem od co najmniej kilku zadań. Stasiak lubi mówić o mnie, gdy mnie komuś przedstawia, że jestem – czego ja nie lubię…
…art directorem.
Dokładnie – a wydaje mi się, że w kontekście takiej wytwórni nie jest to do końca dobre określenie, bo ostatnio zajmuję się też, na przykład, słuchaniem demówek. Mam z tego totalną frajdę i czekam na coś, co będę mógł chłopakom dalej podać. To już jest funkcja wykraczająca poza bycie grafikiem i kimś, kto wybiera kolor (śmiech).
Dużo spływa do was tych demówek?
W pi*du. Zresztą… A nie, nie mam ich tutaj.
A to, co teraz leci, to nie jest jedna z nich (śmiech)?
Nie, to zajebista płyta fajnego niemieckiego rapera – a “fajny” i “niemiecki raper” obok siebie to już jest dużo (śmiech).
Coś ciekawego ostatnio wyhaczyłeś z tej sterty?
O dziwo, nie, ale jeszcze nie przebiłem się przez całe potężne archiwum.
W tym miejscu może informacja dla tych, którzy chcieliby kiedykolwiek gdziekolwiek wysłać demówkę: małe wytwórnie nie słuchają każdej płyty i nie należy wychodzić z założenia, że jak się wysłało album, to już jest koniec działań. Tak naprawdę, zespoły muszą się wykazać teraz jakimś wkładem własnym. Jest duże pole do popisu – od strony wizerunkowej, można zadbać o to, żeby mieć już jakiś klip czy video z koncertu – a do tego dochodzą jeszcze działania związane z komunikacją. Leh był takim gościem – przed Alkopoligamią wydał singiel, udzielił kilku wywiadów i już wtedy zaczął funkcjonować jako Młody Leh. Chociaż nie wiem, czy akurat Leh w ogóle wysłał demówkę… Nie sądzę, bo on raczej nie ma nawet swojego telefonu nawet (śmiech).
A wy jako Małe Miasta zaistnieliście jakkolwiek przed Alkopoligamią?
Zrobiliśmy trzy klipy i wydaliśmy w Wytwórni Krajowej EP-kę, na którą zresztą dograł się Mes. Płytka miała tytuł Rysy i ukazała się na kasecie w siedemdziesięciu sztukach – wszystkie były zrobione ręcznie, a sprzedawaliśmy je na OFF Festiwalu. Alkopoligamia dostała zatem na starcie cały produkt i gotową następną płytę, w którą nie trzeba było dalej inwestować, tylko trzeba było ją po prostu wydać.
Pamiętam, że ostateczną decyzję o aplikowaniu do Alko’ podjąłem na jakichś wakacjach. Wysłałem do Mesa wiadomość, czy w ogóle przewiduje coś takiego, i jak napisał: OK, mogę o tym pomyśleć, to po moim powrocie zrobiliśmy z Mateuszem [Gudlem, współtwórcą Małych Miast – przyp. red] cztery demówki dla każdego z Alkopoligamii. Mimo tego, że znaliśmy się już i byliśmy po słowie, wysłaliśmy demo, a dopiero potem oficjalnie się spotkaliśmy. Bardzo po bożemu to wszystko się odbyło.
I jak po tych bodaj trzech latach widzisz swoją przygodę z Alko’?
Z perspektywy czasu oceniam, że był to naprawdę super wybór i bardzo lubię ludzi z Alkopoligamii. Tym bardziej nie kumam tych wszystkich konfliktów i odejść z wytwórni, które się wydarzyły w ostatnich kilkunastu miesiącach, bo – serio – nie widzę powodu, dla którego można byłoby mieć do kogokolwiek z Alko’ pretensje. W kontekście Małych Miast, jest może jedna taka rzecz, ale w tym wypadku mam też pretensje do samego siebie. Chodzi o moment, w którym pojawiła się burza hejterska na nas, i o to, że nikt wtedy na to nie zareagował.
A was jakkolwiek te zaczepki ruszały?
Personalnie mnie to nie ruszało, bo też mieliśmy świadomość, że Małe Miasta oparte są na dystansie i prowokacji i że tak to się może rozwinąć. Tym niemniej, jak się daje furtkę ludziom, którzy totalnie bez sensu krytykują, to ta furtka otwiera się też dla reszty osób – nawet dla tych, którzy być może by się do nas przekonali. Wtedy jednak doszliśmy w Alkopoligamii do wniosku, że może nie warto się odzywać i niech ta sytuacja sama się ustabilizuje. Teraz uważam, że trzeba interweniować – i tak też obecnie robimy za każdym razem, jak ktoś próbuje przypucować się na głupie teksty. To również robię ja i to kolejna moja ukryta funkcja (śmiech).
Wybacz, brutalnie ci przerwę – kończymy, bo muszę uciekać dalej. Poza tym, uprzedzam, że z tej godziny i tak finalnie zostanie gdzieś z piętnaście minut.
Pewnie, w ogóle wy*eb wszystko (śmiech). Zrób tak, żeby ktoś to chciał przeczytać.
Sprawdź także:
Psychika grafika #1: Jacek Rudzki (Znajomy Grafik)
Z Holakiem, czyli połówką Małych Miast (#toniejesthiphop), pijąc rozpuszczalną kawę bez mleka (niżej podpisany) lub z mlekiem kokosowym (Holak), przegadaliśmy dziesiątki tematów. Nie wszystko udało nam się zmieścić w tym materiale, ale udało nam się zachować jego naturalny feeling i pogadankę o słodkich okładkowych kłamstwach, słuchaniu demówek i odgryzaniu się hejterom. Zaczęliśmy jednak od przeprowadzki […]
Obserwuj nas na instagramie: