Głos wart 5 milionów złotych – poznajcie historię Mai Kapłon
Obserwuj nas na instagramie:
Dała się poznać dzięki programowi The Voice of Poland. Tam osiągnęła spory sukces dochodząc aż do finału. Jednak muzyka towarzyszyła jej tak naprawdę od zawsze.
Dziś jest wokalistką zespołu Maja i Dandysi, z którym przymierzała się do wydania debiutanckiego albumu. Plany pokrzyżowała jej jednak choroba, która przykuła artystkę do łóżka.
Jej kariera stoi teraz pod wielkim znakiem zapytania. Maja Kapłon musi w ekspresowym tempie zebrać 5 milionów złotych na operację kręgosłupa w Stanach Zjednoczonych.
Już teraz możecie pomóc Mai wpłacając dowolną kwotę na siepomaga.pl, gdzie została otworzona specjalna zbiórka.
Maja Kapłon – wywiad
Weronika Szymańska: Poznaliśmy Cię dzięki udziale w programie The Voice of Poland, w którym doszłaś do finału. Co się działo wcześniej?
Maja Kapłon: Wcześniej przeżywałam różne rzeczy w swoim życiu, a potem pisałam o tym piosenki. W sumie pisałam wiersze i piosenki odkąd pamiętam. Rodzice mówią, że nawet jak byłam małą dziewczynką, to wymyślałam jakieś głupie piosenki i śpiewałam wszystkim naokoło. Potem, jak byłam starsza to zaczęłam zapisywać sobie to wszystko, co przeżywałam, ale takie teksty, z których byłam naprawdę zadowolona to czas od 17 roku życia do teraz. Zbierałam ten materiał, szukałam osób, które zrozumieją, poczują mój vibe i mój styl muzyki. Ciężko było takie je znaleźć, chodziłam na próby po Warszawie i okolicach, ale nikt tak naprawdę nie czuł tego samego co ja. Wszyscy chcieli grać albo bluesa, albo punka, albo hard rocka, a ja chciałam połączyć elektro z popem i z jakąś alternatywą, w sensie, że nie takie dosłowne teksty, tylko trochę poezji w słowach. Byłam cztery lata w zespole, który całkiem dobrze prosperował, ale nie do końca mogłam siebie tam rozwijać, bo śpiewałam piosenki, które pisał mój kolega, a ja chciałam zrobić coś swojego. Jak zespół się rozpadł, to właśnie ten mój kolega powiedział mi, że w Żyrardowie jest fajna ekipa i żebym się do niej podłączyła chociaż na chwilę, bo nie mogę stać w miejscu i się marnować. Spotkałam się z nimi raz, zaprosili mnie na próbę i już na tej pierwszej próbie powstała Plaża nad Wisłą. Pierwsza próba i strzał. Powiedziałam wtedy, że zostaję z nimi na zawsze, bo takie rzeczy trafiają się tylko raz. Tak powstali Maja i Dandysi, z którymi rzeczywiście w rok zrobiliśmy płytę. Jak mieliśmy ją gotową, to nikomu o tym nie powiedziałam i poszłam do Voice’a. Udało się i dopiero wtedy, jak miałam już takiego pewniaka, powiedziałam wszystkim, że to się wydarzyło. Potem było to, co wszyscy mogli zobaczyć na ekranach.
Maja Kapłon i Dandysi – zobacz teledysk do singla Plaża nad Wisła
Jak Twój zespół zareagował na decyzję o programie?
Maja Kapłon: Powiedzieli, że jestem wariatką. Śmiali się, że mam kosmiczne pomysły i nie da się mnie zatrzymać.
Oprócz działalności z Dandysami w internecie można też znaleźć kilka Twoich nagrań solowych, które skręcają bardziej w elektroniczną stronę. Traktujesz to jako dwa osobne projekty?
Maja Kapłon: Projekt Maja i Dandysi zdecydowanie traktuję jako coś, co jest najbliższe mojemu sercu. Dlatego, że mimo wszystko jednak lubię jak ktoś dzieli moje wizje. Projekt Maja Kapłon to taka moja ambicja, o której mało komu mówię, ale właściwie to mam już materiał na drugą płytę, który jest już w pełni mój solowy. Sama wszystko miksuje, nagrywam gitary, układam sobie bębny. Kiedyś na pewno wyjdzie coś takiego, co będzie bezpośrednio ode mnie. Oczywiście sama nie zagram sobie tych wszystkich rzeczy i nie nagram ich na płytę, ale jeżeli chodzi o autorstwo to wszystko będzie moje.
A angielski? Wciąż jest obecny w twoim życiu? Bo mimo wykształcenia piszesz jednak po polsku.
Maja Kapłon: Z tym wykształceniem było tak, że chciałam iść na lingwistykę, ale stwierdziłam, że to będzie dla mnie za mało, bo chciałam mieć dwa języki jednocześnie. Uniwersytet Warszawski oferował Kolegium Nauczycielskie i jak zobaczyłam, że można tam mieć dwa języki i dodatkowo lektorat z jeszcze innego, to stwierdziłam, że to jest coś totalnie dla mnie. Wiele rzeczy jednocześnie to cała ja. :D Zaczęłam chodzić na to Kolegium Nauczycielskie, gdzie uczyłam się angielskiego i niemieckiego, a lektorat wzięłam sobie jeszcze z niemieckiego rozszerzonego, żeby mieć go więcej, bo mimo wszystko podstawą był tam angielski. Po angielsku właściwie zaczęłam pisać, dopiero mój przyjaciel mnie przekonał do polskiego. Chciałabym wydawać swoje albumy po polsku, a po paru miesiącach wydać je także po angielsku i zobaczyć, czy to pójdzie jakkolwiek dalej.
Dawid Podsiadło robił podobnie. Piosenki, które były po polsku wydawał na reedycjach w wersji angielskiej.
Maja Kapłon: Dlatego właśnie zawsze był mi bliski, bo miał podobną wizję i byłam w szoku, że rzeczywiście ktoś ma podobne pomysły na siebie.
Dużo pracy, czasu i pieniędzy, czyli okres po The Voice of Poland
Wiele osób, które kiedyś pokazały się w programach talent show, potem się od nich odcinają. Dla Ciebie Voice był przełomowym momentem, który dużo Ci dał?
Maja Kapłon: Tak, głównie dlatego, że mimo wszystko jestem nieśmiała. Może dużo opowiadam o przeszłości, ale ciężko mi jest czasem żyć tu i teraz. A z tymi programami to nie jest do końca tak. Bardzo często ludzie mają blokady, bo przez jakiś czas uczestników wiążą umowy. Wiele osób po programie zastanawia się w którą stronę chce iść, a Ci, którzy to wiedzą nie do końca mogę właśnie w tę stronę iść. Dla mnie okres po The Voice of Poland był czasem bardzo dużej pracy. To nie jest tak, że jesteś po programie telewizyjnym i zaraz czeka Cię ogromna kariera i nie wiadomo co. Trzeba włożyć w to bardzo dużo pracy, swojego czasu i niestety też pieniędzy. Z tych koncertów, które gram z zespołem nie wzięliśmy dla siebie ani złotówki. To wszystko poszło na nagranie płyty. Myśleliśmy przyszłościowo, ja miałam vibe’a na pisanie, a oni, jako starsi i bardziej doświadczeni myśleli o tym, co można zrobić, aby pójść dalej. Odkładaliśmy pieniądze na nagranie, jak coś zostało to robiliśmy teledysk, trzeba było też mieć coś na jakąś promocję. To był proces długiego planowania, a nie tak, że po programie spadły na mnie laury i wszyscy chcieli zrobić ze mną hit na miarę świata. Ostatnie dwa lata to była bardzo ciężka praca i tak naprawdę w sierpniu tego roku kończyliśmy nagrania mojej płyty, która miała wyjść na początku lutego 2020 roku, ale niestety nie wyjdzie. Teraz nie mogę nawet nic nagrywać, bo ciężko mi się oddycha, jednak na pewno puszczę jakiś kawałek w podziękowaniu dla ludzi, którzy tak licznie zaangażowali się w pomoc. Czuję ogromną, wewnętrzną potrzebę, żeby coś im dać. Myślę, że jeszcze parę tygodni i to się stanie. Będzie to jeden z utworów właśnie z tej płyty.
Po programie wybrałaś tę trudniejszą ścieżkę, z dala od show biznesu. Było wiele pokus po drodze?
Maja Kapłon: Miałam masę propozycji, żeby ktoś mi napisał piosenkę, albo żeby ktoś stworzył coś, co ja mogę zaśpiewać, w takim sensie, że użyczyć głosu i twarzy. Zawsze wtedy grzecznie mówiłam, że mam już plan na siebie, do którego sukcesywnie dążę. Chce wypuszczać tylko to, co idzie prosto z mojego serca. Muszę zaśpiewać coś, gdzie jest moja melodia i mój tekst, bo tylko wtedy go czuję. Rzeczywiście było wtedy troszkę walki.
Albania, czerwone wino i piosenki inspirowane ryzykiem
A propos pisania przez Ciebie piosenek. Znalazłam takie zdanie, to jest Twój cytat: Każda moja piosenka ma swoje źródło w ryzyku. Co to znaczy?
Maja Kapłon: Ja po prostu zawsze pakowałam się tam, gdzie nie trzeba. Mam na przykład takie wspomnienia z Albanii, gdzie pojechałam na stopa. Mieliśmy tam szaloną, albańską noc z czerwonym winem. Wyszłam sobie wtedy na balkon, gdzie strasznie miauczały koty. W tym chaosie patrzyłam na pełnię i wpadł mi do głowy cudowny pomysł na piosenkę. Śpiewałam sobie wtedy Nie mogę zasnąć, kącikiem sięgam gwiazd…. Nagrałam to telefonem, a w tle słychać ten dźwięk miauczących kotów, jakby je ktoś zarzynał. W takich właśnie spontanicznych i czasem totalnie głupich momentach potrafią mi przychodzić pomysły na piosenki. Wszystkie były inspirowane jakimś przeżyciem. Wtedy byłam w szoku, że jestem gdzieś daleko od domu, w Albanii, gdzie wcześniej jechałam samochodem z gościem, który słuchał tureckiego rapu i myślałam, że jest jakimś mafiozą. Potem na tym balkonie złapałam taki oddech spokoju, że nic mi się nie stało, żyję i praktycznie na pstryk palca przyszła ta piosenka. Więc tak, każda moja piosenka ma swoje źródło w ryzyku. To jest zdecydowanie określenie tego co się u mnie dzieje. Teraz leżę, nie napisałam nic od dwóch miesięcy, bo nic się nie dzieje i to jest dla mnie strasznie przykre.
Pęknięty pręt, który zablokował wszystko
W którym muzycznym momencie Twojego życia zatrzymała Cię choroba?
Maja Kapłon: Miałam wydać pierwszy singiel po programie. Na 27 września miałam zaplanowany wyjazd do Krakowa, gdzie miałam nagrywać teledysk. Scenariusz napisałam z kuzynem Michała Szczygła, który ma super wyobraźnię. Byłam zachwycona, bo ułożyliśmy świetny scenariusz. Klip miał być związany oczywiście z całą moją historią i zbieraniem pewności siebie. Wiejski, sielankowy klimat i ja w zwiewnej, białej sukni z odkrytymi plecami, mimo, że są poharatane przez 18 operacji, czyli 15 lat mojej walki. Tydzień przed tym nagraniem uderzyła mnie choroba i zablokowała wszystko. Za miesiąc miała być premiera tego singla, z zespołem byliśmy po rozmowach z wytwórniami, mieliśmy zaplanowany digital… W jednej sekundzie wszystkie te plany zostały odcięte, a ja zostałam na lodzie z moją chorobą.
Twoje plany zastopował pręt, który trzymał Twój kręgosłup. Okazało się, że jest on pęknięty. Na czym to dokładnie polega?
Maja Kapłon: Na początku bolało mnie biodro. Nie myślałam, że to jest cokolwiek poważnego. Profilaktycznie poszłam do lekarza, żeby zobaczyć, czy cokolwiek jeszcze będzie można kiedyś zrobić z tym moim kręgosłupem. Szukałam tego lekarza przez dwa lata, a parę dni przed wizytą rzeczywiście zaczęło mnie bolec biodro. Wybrałam się tam z kliszą z mojego rentgena sprzed dwóch lat. Lekarz spojrzał na to i zapytał czy ktokolwiek wcześniej widział tę kliszę. Odpowiedziałam, że tak, na orzekaniu o niepełnosprawności, na co on powiedział: A poinformował ktoś Panią, że ten pręt był złamany? Mnie po prostu wtedy zatkało. Lekarz powiedział, że natychmiast potrzebuje rentgena z tego momentu, bo po dwóch latach może być bardzo duży regres. Myślałam, że po prostu mi to przyspawają, wymienią i będzie spoko, ale zrobiłam rentgen i tomografię, wróciłam tam po dwóch tygodniach, a lekarz mi powiedział, że powstał spory regres. Zapytał czy mam problemy z oddychaniem, z żołądkiem, itp. W sumie miałam wtedy ból żołądka po każdym jedzeniu i nie mogłam jeść tyle, ile wcześniej. W dodatku miałam kaszel, który nie przechodził. Okazało się, że to wszystko było związane właśnie z kręgosłupem.
Teraz z każdym tygodniem jest coraz gorzej jeśli chodzi o oddech. W tym momencie mam 50% pojemności płuc normalnego człowieka. Mówię bardzo szybko, żeby potem móc złapać jeden wielki oddech i tak w kółko. Śpię przy otwartym oknie i cały dzień wietrzę, żebym mogła jakkolwiek oddychać świeżym powietrzem. Tak naprawdę wizyta u tamtego lekarza sprawiła, że dowiedziałam się, że nie wystarczy tylko usztywnienie tego odcinka, który myślałam, że trzeba będzie wymienić, ale trzeba to też wyprostować, żebym mogła normalnie oddychać. Nawet przepony nie jestem w stanie utrzymać tak jak wcześniej, żeby móc cokolwiek zaśpiewać. Sprawia mi to wszystko ból. Nie mogę też chodzić, bo to naciska na mój kręgosłup i cały czas następuje regres. Teraz nic nie trzyma tego kręgosłupa, który był przez 15 lat trzymany i to wszystko się miażdży tam w środku. Ile mogę, to leżę, wstaję jedynie do łazienki i czasem coś zjeść.
Lekcja przyjmowania pomocy
Jakie to uczucie, gdy wydaje Ci się, że masz już jakąś historię za sobą, zaczynasz sobie od nowa układać życie, spełniać marzenia i nagle okazuje się, że to wszystko wraca?
Maja Kapłon: To jest po prostu jak kłoda pod nogi i zadawanie sobie pytań: Dlaczego znowu to się dzieje? Jaki to ma sens? Co ja mam z tego wyciągnąć i czego ma mnie to nauczyć? Wiem, że wszytko to, co się dzieje, ma nasz czegoś nauczyć i odczuwam to na każdym etapie mojego życia, ale mimo to cały czas zastanawiam się dlaczego to się wydarzyło. Widzę naprawdę dużo pozytywnych aspektów, jeśli chodzi o ludzi. Po wielu nie spodziewałam się tyle siły i chęci poświęcenia swojego prywatnego czasu na pomoc w mojej sprawie. Zaskoczyłam się tym wiele razy i mam nadzieję, że jeszcze sukcesywnie będę odkrywać to, jakie pozytywne aspekty mojej sytuacji przynosi to wszystko, co się dzieje.
Musiałaś się jakoś przełamać, żeby poprosić ludzi o tę pomoc?
Maja Kapłon: O tym, że będę musiała prosić o pomoc pieniężną dowiedziałam się jakieś trzy tygodnie przed założeniem zbiórki na siepomaga.pl. Trzy tygodnie godziłam się z myślą, że będę jej potrzebować. Musiałam poukładać sobie to, że pierwszy raz tej pomocy będę potrzebowała ja, a nie będę mogła jej dać. Miałam też na najbliższy czas zaplanowane wiele koncertów, między innymi właśnie charytatywnych. Musiałam je wszystkie odwołać. Bałam się, że to zostanie niezrozumiane i nie chciałam zawieść ludzi, którym obiecałam tę pomoc. Pierwsze tygodnie to było dochodzenie do myśli, że to ja teraz potrzebuję pomocy. Byłam w szoku, że cokolwiek takiego przytrafiło się mi. Był też strach, że lekarze nie chcą się podjąć operacji i że trzeba będzie lecieć do Stanów… Potem przyszedł moment, gdy musiałam wrzucić post o rozpoczęciu zbiórki. Godzinę przed tym nagrałam filmik, który wstawiłam na Instagrama i byłam przerażona, bo to był moment, kiedy miałam opublikować swój kolejny singiel, a nie informować ludzi o tym, że potrzebuję tak ogromnej kwoty. Moi przyjaciele mi mówili: Maja, nie masz wyjścia, nie obwiniaj siebie, że potrzebujesz pomocy. Po prostu musisz to zrobić, żeby ratować siebie. No i poszło, zaczęła się cała zbiórka i trwa.
Zbiórka pieniędzy na operację dla Mai Kapłon
Kwota, którą musisz zebrać to 5 milionów złotych. Na co dokładnie te pieniądze są potrzebne?
Maja Kapłon: Skoliozę ma bardzo dużo osób w naszym kraju, jest to popularna choroba. Niektórzy mają ją od urodzenia, jak na przykład ja, a niektórzy nabywają w wieku młodzieńczym. Gdy zostaje wcześnie zdiagnozowana, to jeszcze łatwo ją naprostować, nawet ćwiczeniami, jeśli jest bardzo mała lub ostatecznie zoperować. Ja miałam pół roku jak moi rodzice dowiedzieli się, że mam skoliozę i to było 24 lata temu, kiedy medycyna – jak wiadomo – była na powijaku. Wszyscy lekarze mówili wtedy, że operuje się dopiero dzieci od sześciu lat. Potem słyszeliśmy: Czemu państwo nie przyszli wcześniej? Przecież takie dzieci można operować od drugiego roku życia. Finalnie czekaliśmy tyle, że w wieku ośmiu lat byłam przechylona już totalnie na bok i trzeba było podjąć się tej pierwszej operacji.
Operacja, na którą teraz zbieramy pieniądze będzie moją dziewiętnastą i mam nadzieję, że dojdzie do niej już nie długo. Polega ona na tym, że trzeba będzie usunąć wszystko, co do tej pory zostało we mnie zamontowane. Gdybym nie miała w sobie nic operacja nie byłaby ryzykowna. Problem w tym, że jedna część stabilizacji została zamontowana 15 lat temu i to nie z wierzchu kręgosłupa, ale pod nim, przez co jest już zarośnięta mięśniami i ryzyko wyjęcia tego jest bardzo duże. Ta operacja nie będzie zatem polegać na tym, żeby wstawić jeden sprzęt, który będzie to trzymał, bo w sobie aktualnie mam już dwa. Jeden da się wyjąć, bo jest złamany i lewituje sobie gdzieś w moim wnętrzu, a drugi jest wstawiony na stałe i nie da się go wyjąć. Muszę więc mieć zrobioną operację, która usztywni mi odcinek nad i pod tym już usztywnionym, którego nie da się tknąć, bo jest zrośnięty. Nikt w Polsce nie chciał się tego podjąć. Pisałam też do lekarza z Indii, który operował parę osób z Polski, też ze skomplikowanymi opcjami i dostałam odpowiedź: Difficult case, a na kolejne wiadomości już nie odpisywał. Lekarze w Polsce twierdzili, że mogą to zrobić, tylko że oni są w stanie to usztywnić, a tu nie trzeba tylko usztywnić, a zrobić tak, żeby to również wyprostować.
Boję się, że pewnego dnia w ogóle tego oddechu nie złapię.
Jakie są dla Ciebie konsekwencje, tego oczekiwania? Czy jest jakiś czas, do którego ta kwota musi zostać zebrana?
Maja Kapłon: Tak naprawdę każdy tydzień pomniejsza moje możliwości, bo moja skolioza jest progresywna. Jeśli nic jej nie trzyma to wszystko cały czas się krzywi. To, że ten pręt jest teraz gdzieś w środku też sprawia, że uciska na różne nerwy, dlatego jednego dnia boli mnie i drętwieje ramię, albo biodro, albo szyja i pół twarzy, i boli mnie głowa. W zależności od tego jak się ułoży śruba około rdzenia i pręt, to bolą mnie przeróżne miejsca.
Ja wiem, że mówię o tym pozytywnie i z uśmiechem, ale to dla tego, że taka jestem z natury. W głębi boję się, że pewnego dnia w ogóle tego oddechu nie złapię, bo jako posiadaczka i użytkownik swojego ciała czuję, że tego powietrza jest coraz mniej. Odrzucam od siebie tę myśl, że nagle coś może przebić mi jakiś narząd, albo ucisnąć na tyle, że nie będę mogła złapać tego oddechu. Tak naprawdę każdy dzień zmienia coś w moim wnętrzu. Wiadomo, że tej zmiany od razu nie czuć, ale cały czas tam się coś dzieje. Operacja jest potrzebna tak naprawdę na już, bo czym bardziej się to krzywi, tym większe jest jej ryzyko.
Maja i Dandysi – Płacz, posłuchaj
Skolioza, jak sama stwierdziłaś jest często spotykanym schorzeniem i wydaje mi się, że również bardzo bagatelizowanym. Twoja sytuacja jest w jakiś sposób wyjątkowa, czy każdy przypadek tej choroby może się tak poważnie pogłębić?
Maja Kapłon: Każda skolioza, jeżeli już zostanie wykryta wiąże się z koniecznością rehabilitacji. Skrzywiony kręgosłup jest wadą. To znaczy, że gdzieś poszło więcej, a gdzieś mniej lub wcale i to będzie się pogłębiać. Potem, za parę lat można się zaskoczyć, bo na początku nic się nie dzieje, a potem zauważasz, że coś jest krzywo i nic z tym nie zrobiłeś. U mnie właśnie tak było, gdy miałam siedem lat i rodzice już dowiedzieli się, że jest lekarz, który może mnie zoperować. Wtedy jednak stwierdziliśmy, że jeszcze to odłożymy na chwilę i poobserwujemy co się będzie działo. Minął rok i okazało się, że totalnie się przekrzywiłam. Z własnej niewiedzy i przez to, że czekaliśmy mój stan się pogorszył. Teraz jest już dostęp do wiedzy, więc warto z niej korzystać. Ludzie na przykład często się dziwią, że nogi im drętwieją, ramie ich boli albo głowa, a jeśli coś jest nie tak z kręgosłupem, to od niego może iść wszystko. Bardzo często nie łączymy sobie tych faktów i potem jesteśmy zaskoczeni. Ja też przyznam, że jak mnie zaczęło boleć to biodro parę dni przed wizytą u lekarza to byłam przekonana, że to rwa kulszowa i coś nie tak z biodrem. Potem się okazało, że śruba mi drażni jeden rdzeń i mam pęknięty pręt.
Jestem fajterką
Masz już jakieś plany na to, co zrobisz, gdy dojdziesz do zdrowia?
Maja Kapłon: Mam parę szalonych pomysłów. Na pewno chcę robić coś charytatywnie na większą skalę. Chcę wymyślić taka opcję, żeby w łatwy sposób oddawać pieniądze na jakąś fundację, bądź założyć własną dla osób chorych na skoliozę, ponieważ w Polsce jeszcze takiej nie ma. Oficjalnie zaklepuję sobie ten pomysł! :) Nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale zaczynam czytać, dowiadywać się i zbierać informację na ten temat.
W najlepszym i najszybszym scenariuszu ile zajmie Ci powrót do muzyki po operacji?
Maja Kapłon: To będą pierwsze pytania, jakie padną po operacji. Po pierwsze – kiedy będę mogła wstać i chodzić, bo to będzie moment, kiedy zaplanuje pierwszy koncert. Po drugie – kiedy będę mogła skakać, bo na koncertach ciężko mnie utrzymać w miejscu. :D Jestem odpowiedzialna, więc jak mi powiedzą, że nie mogę czegoś robić, to tego po prostu nie zrobię, ale moment kiedy będę mogła już chociaż siedzieć, żeby zagrać akustyczny koncert, to na pewno od razu będę to robić.
Jeżeli chodzi o rehabilitację to myślę, że potrwa ona z rok zanim wrócę do stanu fizycznego sprzed operacji. To zależy też od tego jakie możliwości będą miały moje mięśnie i jak bardzo będę wytrzymała. Nie da się tego dokładnie przewidzieć, ale ja jestem fajterką, więc zrobię wszytko, żeby to było jak najszybciej, bo nie wyobrażam sobie inaczej.
Pomóc Mai możecie na siepomaga.pl
Dała się poznać dzięki programowi The Voice of Poland. Tam osiągnęła spory sukces dochodząc aż do finału. Jednak muzyka towarzyszyła jej tak naprawdę od zawsze. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia […]
Obserwuj nas na instagramie: