7 filmów, których zakończenia wywołały oburzenie wśród widzów
Obserwuj nas na instagramie:
Jedną z najbardziej oczywistych życiowych prawd jest ta, że nie da się zadowolić każdego. Wspominamy siedem zakończeń, które mocno podzieliły – i wciąż dzielą – widzów.
Efektowny, nie zawsze satysfakcjonujący finał
W perspektywie filmowej oznacza to tyle i tylko tyle, że wszyscy mamy własne gusty oraz oceniamy rozwój ekranowych postaci i wydarzeń przez pryzmat własnych doświadczeń, kodeksów moralnych czy też światopoglądów. Jest to natomiast najbardziej widoczne w przypadku filmowych finałów. Postanowiliśmy zatem wspomnieć siedem zakończeń, które mocno podzieliły – i wciąż dzielą – widzów. Zgadzacie się z naszymi wyborami?
UWAGA: Z racji tematyki tego zestawienia należy pamiętać, iż poniższe opisy zdradzają ważne elementy poszczególnych tytułów.
Czytaj też: Kto w przyszłym roku ma szansę na Oscara? Przewidujemy już teraz!
Mgła, reż. Frank Darabont, 2007 r.
W zestawieniu najbardziej oburzających zakończeń nie może zabraknąć horroru Mgła. Grupa ludzi ocalałych z apokaliptycznej rzezi niesionej przez tajemniczą mgłę podejmuje druzgocącą decyzję: lepiej umrzeć na własnych warunkach niż konać w cierpieniu w mackach potworów. David (Thomas Jane) bierze do rąk pistolet i zabija jedną osobę za drugą, w tym własnego syna. Gdy wszyscy nie żyją, a on zamierza odebrać sobie życie, pojawia się amerykańskie wojsko i opanowuje sytuację, pozostawiając widza – któremu w głowie wybrzmiewa wciąż utwór The Host of Seraphim Dead Can Dance – w absolutnym szoku. Szoku, który u wielu przerodził się we wściekłość. Po co to emocjonalne okrucieństwo? Czemu twórcy zdeptali wszelką nadzieję? Niezależnie jednak od tego, co sądzicie o sensowności wydźwięku finału Mgły, jest to jeden z najodważniejszych i najbardziej pesymistycznych finałów w historii kina głównego nurtu.
2001: Odyseja kosmiczna, reż. Stanley Kubrick, 1968 r.
Po poradzeniu sobie z supernowoczesnym komputerem pokładowym HALem 9000, naukowiec Dave Bowman odkrywa na Jowiszu największy z dotychczas odnalezionych monolitów oraz odbywa podróż… właśnie, gdzie dokładnie trafia po zetknięciu z feerią odbijających się w jego hełmie barw? Do pomieszczenia, w którym Dave starzeje się wyłącznie po to, by odrodzić się pod postacią płodu orbitującego nad Ziemią? Do wypełnionej po brzegi symbolami filmowej metafory przyszłości gatunku ludzkiego? Do wielopoziomowej układanki, której rozwiązaniem jest układanie jej coraz to na nowo? Od premiery filmu uznawanego przez jednych widzów za arcydzieło filmowej fantastyki naukowej, przez innych zaś za niezrozumiały bełkot koszmarnie przecenianego reżysera minęło ponad pół wieku, lecz mimo to enigmatyczne zakończenie nadal wywołuje zagorzałe debaty. Zarówno w perspektywie fabularnej, jak i egzystencjalnej.
Mroczny Rycerz powstaje, reż. Christopher Nolan, 2012 r.
W naszym zestawieniu mogłyby znaleźć się również inne filmy Nolana, choćby Incepcja, której otwarte zakończenie wielu uznało za uwłaczające geniuszowi filmu, jednak wydaje nam się, że ostatnia część „trylogii Batmana” pasuje najbardziej. Prawda jest taka, że po Mrocznym Rycerzu, który zmienił postrzeganie możliwości kina superbohaterskiego, finał trylogii nie miał szans sprostać oczekiwaniom krytyków i widzów. Mało kto jednak spodziewał się, że zakończenie wywoła tyle kontrowersji. Oto uznany za zmarłego Bruce Wayne pije sobie kawę we Florencji w towarzystwie Kobiety-Kota, zadowolony, że udało mu się uratować Gotham oraz rozpocząć nowe życie bez emocjonalnego bagażu Batmana. Jedni przyjęli to z satysfakcją, inni ze złością (bo Mroczny Rycerz powinien był ich zdaniem zginąć), jeszcze inni z podejrzliwością, czy cała scena nie jest aby jedynie słodko-gorzką fantazją pogrążonego w rozpaczy Alfreda.
Znaki, reż. M. Night Shyamalan, 2002 r.
Shyamalan nakręcił jeszcze więcej filmów, których zakończenia dzielą widzów. Wybraliśmy Znaki, bo po artystycznych i komercyjnych sukcesach Szóstego zmysłu i Niezniszczalnego był to dla wielu widzów kubeł zimnej wody. Znaki to świetne kino grozy, efektowna i efektywnie stymulująca wyobraźnię opowieść o groźnych pozaziemskich istotach, na dodatek nawiązująca do literackiej Modlitwy za Owena Johna Irvinga. Gdy jednak w wielkim finale okazuje się, że największą słabością „obcych” jest woda, logika i sugestywna atmosfera błyskawicznie ulatują z ekranu. Być może „ufoludki” to idioci preferujący siłowe rozwiązania, ale z jakiego powodu wybrali na inwazję planetę w dużej mierze pokrytej substancją, która ich niszczy? Shyamalan zasłynął z wywracających wszystko do góry nogami zwrotów akcji, lecz tą wodą zniechęcił do siebie wielu widzów, co znacznie utrudniło kinowy żywot Osadzie i jego kolejnym filmom.
Twój na zawsze, reż. Allen Coulter, 2010 r.
Niezły, ale nieco zapomniany film z wciąż kojarzonym wówczas z Sagą „Zmierzch” Robertem Pattinsonem, a zarazem opowieść, która w dużej mierze zasłużyła sobie na zapomnienie bardzo niezręcznie wymyślonym finałem. Coulter opowiada bowiem historię dwójki młodych ludzi, którzy zaznali w życiu różnych porażek, tragedii oraz traum, lecz odnajdują w sobie zupełnym przypadkiem – i wbrew środowiskowym naciskom – bratnie dusze. Gdy się w sobie zakochują i wszystko wydaje się zmierzać w dobrym kierunku, bohater Pattinsona umiera… w zamachach 11 września 2001 roku. Nic w czasie trwania Twojego na zawsze nie sugeruje, że film spróbuje wpisać się w jakiekolwiek rzeczywiste wydarzenia, zatem wielu widzów zniesmaczył fakt, iż twórcy „wykorzystali” największą amerykańską traumę XXI wieku tylko i wyłącznie po to, by pozostałe przy życiu postaci uświadomiły sobie wartość życia i przebaczenia.
La La Land, reż. Damien Chazelle, 2016 r.
Być może najbardziej zaskakujący tytuł naszego zestawienia, bo co jest takiego oburzającego w zakończeniu La La Land, efektownego musicalu o poszukiwaniu siebie w Mieście Aniołów i Fabryce Snów? Choć film Chazelle’a okazał się jednym z największych zwycięzców rozdania Oscarów (mimo wpadki z ogłoszeniem laureata w kategorii „Najlepszy film”), zachwycając miliony widzów na całym świecie, niektórzy poczuli się oszukani przez słodko-gorzki finał. Przypomnijmy, Mia (Emma Stone) i Seb (Ryan Gosling) rozstają się i zaczynają spełniać swe marzenia w towarzystwie innych osób. Lata później Mia idzie z mężem do klubu jazzowego Seba, a gdy ten gra dla niej utwór, który symbolizował kiedyś ich uczucie, widzowie oglądają na ekranie fantazję „co by było gdyby ze sobą zostali”. Piękne i smutne, gdyż piękno może być smutne a smutek piękny, ale dla wielu taki finał przekreślił emocjonalny wydźwięk filmu.
Miasto aniołów, reż. Brad Silberling, 1998 r.
Miasto aniołów, baaaardzo luźny hollywoodzki remake klasycznego Nieba nad Berlinem Wima Wendersa, to film, który był niegdyś dla całego pokolenia polskich miłośników kina definicją melodramatu. Z jednej strony ze względu na zawarty na ekranie dylemat: oto anioł grany przez Nicolasa Cage’a zakochuje się w śmiertelniczce i postanawia zrezygnować z nieśmiertelności, by móc się z nią zestarzeć i zaznawać uroków skończonego, ale bogatego w zmysłowe bodźce życia. Z drugiej ze względu na końcówkę, którą albo się kocha, albo nienawidzi. Oto anioł staje się człowiekiem, ale jego ukochana ginie w tragicznym wypadku, pozostawiając go w rozpaczy, ale zarazem zaznającego ludzkich przyjemności, dla których zrezygnował z życia anioła. Prosta i wymowna historia, a zarazem proste i intensywne emocje, ale przez taki a nie inny finał wielu widzów nie potrafiło nigdy zobaczyć w Mieście aniołów nawet prostego guilty pleasure.
Jedną z najbardziej oczywistych życiowych prawd jest ta, że nie da się zadowolić każdego. Wspominamy siedem zakończeń, które mocno podzieliły – i wciąż dzielą – widzów. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i […]
Obserwuj nas na instagramie: