fot, fanpage 275 na facebooku

Czy zajawa i wsparcie JWP wystarczyły? Pogadaliśmy o płycie duetu 275


27 września 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Duet 275, czyli Marcel i Mati, idzie po swoje pod skrzydłami weteranów polskiej sceny rapowej. Czy panowie dobrze wykorzystali szansę na sukces?

Chcą robić wielkie rzeczy

W przypadku młodych twórców dobrze zderzyć ze sobą dwie perspektywy. Ot, na przykład kogoś starszego i młodszego, by wnioski były pełniejsze, a spojrzenia mogły się dopełnić. W ten właśnie sposób postanowiliśmy zająć się nowym wydawnictwem 275, aprobowanym przez członków legendarnego składu JWP. Zapraszamy do sprawdzenia, co na temat tego krążka sądzą Krzysztof Nowak (ten starszy) i Jakub Wojakowicz (ten młodszy).

275 – rozmowa o albumie

Krzysztof Nowak: Nie wiem, czy miałeś okazję przeczytać opis prasowy dotyczący materiału chłopaków z 275. Znajduje się w nim zdanie: „Dobrą jakość muzyki gwarantuje fakt, iż za wydanie i promocję albumu odpowiedzialna jest ekipa JWP oraz wydawnictwo OF Label”. Poważna sprawa. A czy ty już od intra czujesz powagę sytuacji?

Jakub Wojakowicz: JWP nie wydawało do tej pory innych artystów poza Sydozem, więc dla chłopaków z 275 jest to pewna nobilitacja. Czy czuję powagę? Nie wiem, za to na pewno słyszę progres na każdej płaszczyźnie względem 275ers, szczególnie w kwestii brzmienia. Sądzę, że chłopaki z JWP są za to w jakimś stopniu odpowiedzialni i chwała im za to.

Nowak: O bebechach krążka jeszcze pogadamy. Nieprzypadkowo dopytywałem o ten wstęp – a to dlatego, że takie odwoływanie się do klasyki introdukcji, czyli zapowiadanie swojego przyjścia i chęci zrobienia czegoś dużego, to już rzecz niemal u nas wymarła. No i nie chcę cię musztrować, ale wspominałeś w naszej prywatnej konwersacji, że to wejście ma okropną moc.

Wojak: W Wielkich Rzeczach zgadza się absolutnie wszystko, dokładnie tak powinno wyglądać intro. Gdy Marcel się przedstawia, mówi o swoich celach i marzeniach tak, że człowieka ściska w żołądku. Jednocześnie łatwo tam znaleźć linijki, które każdy może odnieść do siebie. Do tego odrobina patosu w bicie, cuty na koniec… Ja to ująłem w naszej prywatnej konwersacji w mniej parlamentarnych słowach, ale zostańmy przy twojej wersji: okropna moc. A jak to bywa – z okropną mocą wiąże się okropna odpowiedzialność, bo to automatycznie podnosi oczekiwania względem zawartości materiału.

Nowak: Zdecydowanie podnosi, choć ja mam pewne zastrzeżenia. Okej, nie ma wejścia z buta na bit, ale szybko czuć nastrój robienia czegoś ważnego, słychać motywację. Za to gdy słyszę, że „muza sama się obroni”, a w kolejnym utworze dostaję frazę: „to nie jest muza dla ludu, prank na YouTube”… No nie, tak to już nie działa, żyjemy w kulturze eventu, szczególnie w rapie. Muszę jednak przyznać, że jak rzadko u kogoś młodego słychać pokorę – może aż za bardzo, choć linia: „od pierwszej klasy w pierwszej klasie” raczej temu przeczy.

Wojak: Niekonsekwencję liryczną zrzucam na karb wieku i doświadczenia. Chociaż tak naprawdę można by w tym miejscu wyciągnąć całą playlistę Absurdów w polskim rapie i drapiąc się po głowie stwierdzić: taki ten nasz rap po prostu jest. Ja odebrałem to intro jako chęć robienia jak najlepszej muzyki na zajawce, bez kalkulacji, choć ta z pewnością gdzieś się pojawi, co pokazują przytoczone przez ciebie wersy. Pokora jest zdecydowanie wyczuwalna, to w ogóle bardzo mało braggowy materiał jak na młodych i głodnych. Nawet gdy Marcel „gra turniej życia jak Gosens”, od razu rozważa wszystkie okoliczności, dzięki którym znalazł się tu gdzie jest i miesza braggę z… Hm, pieśnią dziękczynną?

Nowak: Widzę, że nie tylko mnie zaintrygował ten Gosens. Idąc tym tropem – wspomnienie o sobie jako o młodym Ebim Smolarku już przechodzi do historii jako jedno z najmniej spodziewanych w tych czasach naszego rapu. Zgadzam się z tym, że braggi tu niewiele, za to Marcel imponuje mi swoją konsekwencją nawiązań. Gdy w jednym kawałku mówi, że słucha starego Kękiego, kiedy płacze, to w następnym wrzuca nieoczywisty follow-up: tęsknię do ciebie i tęsknię do pieska. Mam nadzieję, że słuchacze wyczają takie smaczki. A mnie aż chce się wierzyć, że taki zabieg dał gospodarzowi dużo radości i że faktycznie dla niego ten zespół to jebany sen, jak mówi w ostatnim numerze.

Wojak: Oczywiście mamy tutaj mnogość nieoczywistych nawiązań. Ale widać na kilometr, że nie ma mowy o szukaniu postaci pod rym, co raperzy robią częściej niż się do tego przyznają. Zostając przy wybranym przez ciebie porównaniu – Robin Gosens to nieoczywisty wybór, tak samo jak młody Ebi, choć ten drugi jest uzasadniony wiekiem gospodarzy. Legendarny dublet Smolarka z Portugalią przypada na dzieciństwo chłopaków, więc to tylko kolejne potwierdzenie tego, o czym mówisz, a co wyczułem od pierwszego odsłuchu: ten zespół to naprawdę „jebany sen, marzenie”. Czy słuchacze wyczują smaczki? To jest dobre pytanie, które w mojej głowie rodzi kolejne. Dla kogo w rzeczywistości jest ta płyta? Bo nie jestem szczerze mówiąc przekonany czy dla odbiorców muzyki JWP.

Nowak: Na pierwszy, drugi i trzeci rzut ucha powiedziałbym, że to krążek dla starszych słuchaczy i tych młodszych, którzy szybko wydorośleli. W podejściu JWP widać pewną myśl – Sydoz też wpisuje się w ten pomysł, też nie będzie rzucać kolorowych rówieśników na kolana. Tylko widzisz, Młynek wymyka się temu podejściu. Kosmiczna przestrzeń, sporo oddechu w bicie, pożenienie starego Gedza z nową TUZZĄ… To akurat sugeruje uderzenie do innej klienteli.

Wojak: Sydoz dość dokładnie odpowiada podejściu JWP. W 275 widzę bardziej Jetlagz stanowiące mocno odrębny twór i dość zaskakujący, szczególnie przy okazji pierwszej płyty. A to duet, który, jak sądzę, mocniej wbił się w świadomość mainstreamowych słuchaczy niż chociażby Koledzy, ostatnia płyta JWP/BC. Na ZAJAWIE1_2, oprócz rzeczonej zajawy, którą docenią przede wszystkim starsi słuchacze, jest sporo momentów będących kandydatami do miana najciekawszych eksperymentalnych rap-tworów. Młynek to jeden z nich. Ja gdzieniegdzie słyszę na tej płycie Tonfę, choć ciężko mi przytoczyć konkretny utwór. Jednocześnie nie brak banglających refrenów. Co prawda w dość podobnym do siebie stylu, ale jednak

Nowak: No tak, Francis Drake nadal gra mi w uszach, to było wyjątkowo udane połączenie na fajnym patencie. A Tonfa? Tu jej kompletnie nie słyszę, za mało industrialny lot, wybacz. Na pewno u Matiego słychać konkretny pomysł na wprowadzanie kolejnych utworów. Te wszystkie delikatne, a zarazem niepokojące, zamglone wstępy, często przegłoszone, spitchowane i zbłąkane wokale, do tego dźwięki niby z akwarium. To już styl. Inna sprawa, że momentami odczuwam przesyt dotyczący liczby elementów, jak choćby wtedy, gdy zaczyna się niełatwe formalnie dla rapera Postanowione. Tak samo z Szumem. Chciałoby się więcej takich składowych jak w Strachu. Głuche, drewniane uderzenia dodają głębi.

Wojak: Faktycznie w produkcjach Matiego czuć spójność i określony pomysł. Chyba największą jego siłą jest ucho do detali. Flet w Szumie, pojedyncze dźwięki rodem z jakiegoś post-apokaliptycznego uniwersum czy, jak zwróciłeś uwagę, błąkające się gdzieś w tle wokale, które np. w Wielkich Rzeczach dodają kontrolowanego patosu, o którym mówiłem wcześniej. Dla duetu ogromne znaczenie ma to, że producent ewidentnie słucha tego, o czym nawija raper i pokazuje to w bicie. Momentami daje więcej przestrzeni, mniej szarżując efektami, w odpowiednim momencie stawiając na przester czy autotune’owe adliby. I znów się z tobą zgodzę, że to powiązanie zawiodło raz, na Postanowione. Nieco metroboominowska trapówa wydała mi się dziwnie bezduszna jak na ciężar numeru i to, jak uprzednio funkcjonowała współpraca na linii producent – MC. Jeśli mam postawić jeszcze jakiś zarzut, to o bardzo podobny schemat wprowadzania refrenów w kilku numerach. Mocne odcięcie od zwrotki i postawienie na nieco cięższe i bardziej wytłumione brzmienie. W Płonie jest ono aż zbyt wytłumione, gdy chciałoby się, żeby uderzyło dużo mocniej. Ostatecznie produkcje satysfakcjonują, momentami imponują, ale niespecjalnie zaskakują na przestrzeni całego krążka. Miłą odmianą była pędząca perkusja w Śrubokręcie.

Nowak: Tak, zaskoczenia nie są tutaj częste. Powiem więcej – najbardziej zaskakuje mnie to, że z jednej strony doceniam obie części duetu za to, co zrobiły na Zajawie, a z drugiej czuję, że brakuje im kleju, a więc i spójnej tożsamości. Marcel i Mati, mimo niewątpliwej chemii, funkcjonują bardziej obok siebie niż razem. Pal licho ewentualne pomysły autotematyczne i wersy o spijaniu sobie z dziubków. To po prostu musi zacząć być słychać.

Wojak: Mnie ostatecznie satysfakcjonuje to, co otrzymaliśmy od 275 na Zajawie. Jasne, że ta współpraca momentami nie brzmi idealnie i być może chłopaki faktycznie bardziej funkcjonują jeszcze jako producent i raper niż jako spójny duet stworzony z indywidualności, ale tak jak wspomniałem wcześniej: często czuć, że Mati słucha tego, o czym Marcel nawija. Mamy zalążek prawdziwego duetu, wielki progres względem pierwszego projektu i kolejny checkpoint na drodze do Wielkich Rzeczy, który już teraz nieźle się broni.

Duet 275, czyli Marcel i Mati, idzie po swoje pod skrzydłami weteranów polskiej sceny rapowej. Czy panowie dobrze wykorzystali szansę na sukces? Zobacz także Nowe seriale, na które warto czekać w 2024 roku Hania Rani zagrała Tiny Desk Concert w ramach prestiżowej serii NPR „Pies i Suka”, czyli Ralph Kaminski i Mery Spolsky połączeni w […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →