kadr z filmu „Niebezpieczni dżentelmeni”

Na renesans polskiej komedii jeszcze poczekamy. „Niebezpieczni dżentelmeni” Macieja Kawalskiego [recenzja]


20 stycznia 2023

Obserwuj nas na instagramie:

W morzu kolejnych nieciekawych polskich zapowiedzi filmowych kilka miesięcy temu na horyzoncie pojawili się Niebezpieczni dżentelmeni. Teraz trafiają do kin. Czy są oni odpowiedzią na kryzys polskiej komedii?

Polska komedia w kryzysie

Polska komedia jest od lat w ogromnym kryzysie. Co do tego nikt raczej nie ma wątpliwości. Niezłe, choć niewybitne Najmro. Kocha, Kradnie, Szanuje oraz Teściowie były miłymi odmianami i drobnymi promykami nadziei, jednak niczym więcej. Słysząc o powstawaniu Niebezpiecznych dżentelmenów, byłem pełen nadziei, że wreszcie nadchodzi film, który odwróci złą kartę. Ciekawy, oryginalny pomysł (a tego w polskim kinie bardzo brakuje), doborowa obsada i reżyser, który nie zdążył jeszcze niechlubnie zapisać się w kartach polskiej kinematografii. Wręcz rozbudził nadzieje swoimi krótkometrażowymi produkcjami. Dlaczego więc, skoro mogło być tak dobrze, jest tak… średnio?

Stylistyczny miszmasz

Każdy, kto choć odrobinę uważał na lekcjach polskiego, musiał słyszeć takie nazwiska, jak Tadeusz Boy Żeleński, Stanisław Witkacy Witkiewicz, Joseph Conrad, czy Bronisław Malinowski. Ci, którzy chcieli choć odrobinę zgłębić temat zakopiańskiej bohemy z okresu młodej polski z pewnością słyszeli o ich skłonnościach do wszelkich używek, w czym przodował najbardziej kontrowersyjny z wyżej wymienionych Witkacy. Postacie wręcz idealne, by na kanwie ich historii i w oparciu o renomę stworzyć ciekawy scenariusz. W filmie Kawalskiego po jednej z dużych imprez w zakopiańskiej rezydencji Witkiewicza wspomniana czwórka wybitnych Polaków budzi się z ogromnym kacem i… trupem na podłodze. Quentin Tarantino? Guy Ritchie? Polskie Kac Vegas? Retrospektywny kryminał ostatnio tak popularny za sprawą filmów z serii Na Noże? Chciałbym.

Na renesans polskiej komedii jeszcze poczekamy. „Niebezpieczni dżentelmeni” Macieja Kawalskiego [recenzja]

Szybko okazało się, że Niebezpieczni Dżentelmeni uderzają w każdą z tych stylistyk po trochu, a jeśli tak się dzieje, to niestety rodzi się niezbyt zgrabny miszmasz. Umówmy się: wchodzenie w tematy historii alternatywnej, szczególnie w przypadku tak skomplikowanych i zawiłych dziejów jak te polskie, ma szanse na powodzenie. Problem w tym, że chyba nie w tej konkretnej produkcji. Gdybym w przypadku kompletnie odrębnego filmu usłyszał o Józefie Piłsudskim szykującym kontrprowokację mającą na celu ujęcie nikomu nieznanego wówczas Włodzimierza Lenina, powiedziałbym: bardzo chętnie. Jednak w przypadku tego konkretnego filmu, wraz z pojawianiem się kolejnych postaci i oglądaniem kolejnych (trzeba przyznać pięknych) kadrów z Zakopanego nie wychodziło mi z głowy jedno pytanie: czy oni nie mogli zostać w chacie u Witkacego?

Sprawnie, lecz nieangażująco

Natłok postaci historycznych wyciąganych przez Kawalskiego jak z rękawa tylko po to, by pojawiły się na ekranie, zamiast zainteresowania tematem wywołał u mnie totalne zobojętnienie. I choć każdy z czwórki aktorów wcielających się w tytułowych dżentelmenów udźwignął rolę (szczególnie szalony Marcin Dorociński w roli Witkacego) i potrafił utrzymać moje zainteresowanie swoją postacią, ostatecznie rozwiązanie fabularnej intrygi wyjątkowo szybko przestało mnie obchodzić. Czy miałem za duże oczekiwania? Być może, ale nic nie mogłem poradzić na narastającą wraz z rozwojem fabuły irytację.

Czy ostatecznie ten film jest złym kinem akcji? No nie. Żenującą komedią? Również nie, nierzadko dość zabawną. Jednak przez wymieszanie kolejnych stylistyk Niebezpieczni dżentelmeni nie wspinają się na naprawdę wysoki poziom w żadnej z nich. I tak zamiast zgłębienia charakterów niezwykle barwnych i ciekawych postaci historycznych, otrzymaliśmy dość sprawnie trzymający się konwencji, ale jednak zbiór gagów. Prostą, choć nieirytującą swoją prostotą historię i całkiem przyzwoite sceny akcje posypane odrobiną pastiszu. Wszystko to ubrane w młodopolski płaszczyk, który także został zaaplikowany bardzo sprawnie.

Dlaczego więc tak bardzo zobojętniałem wobec głównego wątku fabularnego praktycznie na samym początku? Może przez nieopuszczające mnie wrażenie, że tak barwne postacie zasługiwały na coś więcej. Trudno powiedzieć, że odnalazłem w filmie Kawalskiego jakiekolwiek rozwinięcie podstawowej wiedzy na temat wybranych przez niego bohaterów. Ostatecznie w miejsce tytułowych dżentelmenów można by podstawić kogoś innego i z wyjątkiem kilku gagów, które wówczas nie miałyby sensu i zakończenia wątku Tadeusza Boya Żeleńskiego, film wciąż trzymałby się kupy.

Tylko dżentelmenów żal

Czy źle się bawiłem podczas seansu Niebezpiecznych dżentelmenów? W żadnym wypadku. Kawalski oryginalnym pomysłem dał mi po prostu nadzieję, że doczekaliśmy się przełomu dla polskich komedii. Takowego nie ma, jednak zdecydowanie nie wolno młodego reżysera skreślać ani umniejszać jego debiutowi, który jest przyjemną propozycją na nieskomplikowany wieczorny seans. W zalewie żenady, jaką w ostatnich latach serwowało nam polskiego kino, to więcej niż moglibyśmy się spodziewać. Tylko tych dżentelmenów żal.

Trailer filmu Niebezpieczni dżentelmeni

W morzu kolejnych nieciekawych polskich zapowiedzi filmowych kilka miesięcy temu na horyzoncie pojawili się Niebezpieczni dżentelmeni. Teraz trafiają do kin. Czy są oni odpowiedzią na kryzys polskiej komedii? Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →