kadr z filmu „W nieskończoność”

Na przekór logice i grawitacji. 7 absurdalnych filmowych scen akcji


26 maja 2023

Obserwuj nas na instagramie:

Dziś na ekranie można pokazać już wszystko. Łatwo przy tym popaść w przesadę, szczególnie w kinie akcji. Ale to nie zmienia faktu, że kochamy oglądać na ekranie absurdalne sekwencje.

Niedorzeczne sceny akcji

W kinach szaleją już Szybcy i wściekli, którzy w ramach dziesiątej oficjalnej części biją na głowę bite przez siebie wielokrotnie rekordy absurdalnych scen akcji. Latem będziemy natomiast zachwycać się kolejną odsłoną ultra-efektownych przygód super-agenta Ethana Hunta. Filmowcy zawsze lubili kręcić przesadę za duże pieniądze, a od czasu nastania ery efektów komputerowych ich możliwości rosną z roku na rok. Postanowiliśmy przypomnieć siedem mocno niedorzecznych scen akcji, które na przestrzeni ostatnich dekad bawiły/irytowały widzów na całym świecie. Zgadzacie się z naszą listą? Co byście z niej usunęli, a co dodali?

Shaolin Soccer
kadr z filmu „Shaolin Soccer”

Speed: Niebezpieczna prędkość, reż. Jan de Bont, 1994 r.

Mimo że Speed zyskał od premiery miliony wiernych fanów, a opowiadana na ekranie historia uwięzionych w pędzącym autobusie ludzi wywołuje wciąż duże emocje, jedna scena od samego początku wyróżniała się negatywnie na tle całości. Chodzi, rzecz jasna, o słynny skok autobusu nad kilkunastometrową wyrwą w autostradzie. Prowadząca pojazd Annie (Sandra Bullock) nie może zwolnić, bo uruchomi podłożoną przez szaleńca bombę Za namową Jacka (Keanu Reeves) wciska gaz do dechy i ląduje w miarę bezpiecznie po drugiej stronie dziury. Filmowcy zrobili, co mogli, by obudować skok emocjonalną treścią, na dodatek świadomie skupili się na zbliżeniach „wzlatującego” pojazdu, żeby nie pogrążać się szerokimi planami łamiącego prawa fizyki autobusu. Ale nie dało się tego uratować. To zresztą moment przełomowy filmu – wraz ze skokiem Speed całkowicie porzuca pozory wiarygodności i skupia się wyłącznie na rozrywce.

W nieskończoność, reż. Antoine Fuqua, 2021 r.

Etatowy twardziel kina akcji Mark Wahlberg wciela się w cierpiącego na zaburzenia psychiczne faceta, który dowiaduje się, że z jego głową jednak wszystko jest w porządku – jest po prostu nowym wcieleniem walczącego o dobro świata wojownika. A dokładniej rzecz ujmując, jest jedną z nielicznych osób, które odradzają się, pamiętając swe przeszłe wcielenia i nabyte przez wieki zdolności. Sęk w tym, że przy ostatniej reinkarnacji coś poszło nie tak i bohater nie ma pojęcia, kim jest. Większość filmu spędza na przywracaniu pamięci, a gdy mu się udaje, bierze udział w szeregu imponująco absurdalnych scen akcji rodem z Szybkich i wściekłych. Kiedy czarny charakter ucieka mu samolotem, Wahlberg wskakuje na motor, wciska gaz do dechy i skacze z wyjątkowo malowniczego klifu, lądując na skrzydle przelatującego poniżej samolotu. Motor spada, ale wojownik utrzymuje się na skrzydle przy pomocy katany, którą sam wykuł!

Drużyna A, reż. Joe Carnahan, 2010 r.

Popularny serial telewizyjny z lat 80., na podstawie którego powstał film Carnahana, znany był z tego, że radośnie przekraczał granice logiki i rozsądku, jednak dopiero kinowa Drużyna A w pełni wykorzystała zawarty w nim potencjał na przesadę. Gdy w pewnym momencie samolot transportowy Hannibala, Buźki, B.A. oraz Murdocka zostaje zestrzelony przez drony bojowe, obserwujący to zdalnie wojskowi są przekonani, że nasi bohaterowie zginęli. Jednak ci zdążyli wyskoczyć przed eksplozją samolotu. W czołgu. Na spadochronach. Że znaleźli się w sytuacji bez wyjścia? Nigdy w życiu! Buźka otwiera właz i zaczyna zestrzeliwać drony z karabinu maszynowego, a Hannibal wymyśla absurdalny w swej prostocie plan sterowania spadającym czołgiem. Jak? Lufa zostaje skierowana na bok, a odrzut z kolejnych wystrzałów „w powietrze” kieruje pojazd w stronę pobliskiego jeziora. Newton byłby dumny. Przerażony, ale dumny.

Commando, reż. Mark L. Lester, 1985 r.

Gdy klasyczny film Wachowskich rozsławiał na świecie brzmiące efektownie i groźnie słowo „Matrix”, ex-komandos John Matrix z Commando przebywał już od lat na zasłużonej emeryturze po tym, jak wybił w pojedynkę armię uzbrojonych po zęby zakapiorów pracujących dla byłego południowoamerykańskiego dyktatora, który porwał mu ukochaną córeczkę. Cały film Lestera naszpikowany jest wszelkiej maści idiotyzmami, które mogły pojawiać się w takim stężeniu tylko w latach 80., jednakże w finale Commando wchodzi na wyższy poziom niedorzeczności. Obładowany bronią palną i granatami, biegnący z karabinem w jednej i wyrzutnią rakiet w drugiej ręce, Matrix dokonuje efektownej rzezi dziesiątek mających zeza złoczyńców i wysadza stojące mu na drodze budynki (w zwolnionym tempie, filmowane z dziesiątek kątów), a Arnie Schwarzenegger pręży muskuły. Hot Shots 2 bezlitośnie sparodiował tę kultową już sekwencję.

Tylko strzelaj, reż. Michael Davis, 2007 r.

W przeciwieństwie do Commando, który miał na tyle przyzwoitości, by obudować efektowną rozwałkę wstępem, rozwinięciem oraz zakończeniem, Tylko strzelaj wrzuca nas już w prologu w sam środek niedorzecznej akcji. Niejaki pan Smith (Clive Owen) siedzi sobie na przystanku autobusowym i pogryza w spokoju marchewkę (uwielbia je, bo są zdrowe). Wtem dostrzega ciężarną kobietę uciekającą przed uzbrojonym zbirem. Nasz protagonista nie byłby sobą, gdyby opuścił damę w potrzebie, więc nie tylko ratuje nieznajomą od śmierci (zabija zbira marchewką, która, jak wychodzi, nie zawsze jest taka zdrowa), ale też odbiera poród. Pośród świszczących kul, bo śmierć zbira przyciągnęła jego zbirowatych kumpli. A żeby było jeszcze efektowniej, Smith przecina pępowinę strzałem z pistoletu, żeby dołożyć świeżo upieczonej mamie kolejną traumę. Davis stara się potem jak może, ale nie jest w stanie sięgnąć poziomu absurdu z prologu.

Szklana pułapka 4.0, reż. Len Wiseman, 2007 r.

Od samego początku swojej kariery filmowej policjant John McClane był szalenie kreatywnym przeciwnikiem efekciarskich złoczyńców, niezależnie od tego, czy musiał ścierać się z nimi w wieżowcu Nakatomi Plaza, na lotnisku w Waszyngtonie czy na ulicach Nowego Jorku. Choć poczynania McClane’a balansowały często na granicy wiarygodności, nasz twardziel dopiero w „czwórce” stawił czoła prawom fizyki. I skubaniec wygrał! Omawiana scena polega na tym, że McClane ucieka ciężarówką przed nowoczesnym samolotem F-35, który ostrzeliwuje go bezlitośnie, anihilując przy okazji kilometry autostrady. McClane tak jednak manewruje mało zwrotnym pojazdem, że unika śmierci, a przy okazji gra pilotowi na nosie. Gdy F-35 udaje się zniszczyć mu wóz, McClane wskakuje na samolot i doprowadza do jego uszkodzenia, następnie ląduje efektownie (w tle eksplodująca maszyna) na kawałku zdemolowanego betonu.

Shaolin Soccer, reż. Stephen Chow, 2001 r.

Na koniec zostawiliśmy absolutną perełkę w pełni świadomej kinowej niedorzeczności – film o wychowankach słynnego klasztoru Shaolin, którzy wykorzystują nabyte przez lata zdolności, żeby zagrać w turnieju… piłki nożnej. Shaolin Soccer to satyra, pastisz oraz parodia w jednym, okraszona efekciarskimi efektami komputerowymi komediowa jazda bez trzymanki, zaś wielki finał, w którym bohaterowie stawiają czoła „złej” drużynie, to jedyne w swoim rodzaju filmowe doświadczenie. Czego tam nie ma! Obroty, półobroty, przewroty, salta, zwroty akcji, płonące futbolówki, piłki-zmyłki, strzały pędzące z prędkością huraganu i zmiatające wszystko, co stoi na drodze. Złamana noga, ból, przyjaźń, bramkarz przyjmujący dzielnie na klatkę piłkę, która zabiłaby każdego normalnego człowieka. Pomoc ponad podziałami i ponad płciami, i złośliwa satysfakcja, gdy trener „złych” przewraca się i slapstickowo spada ze schodów stadionu.

Dziś na ekranie można pokazać już wszystko. Łatwo przy tym popaść w przesadę, szczególnie w kinie akcji. Ale to nie zmienia faktu, że kochamy oglądać na ekranie absurdalne sekwencje. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →