Między jawą a snem. Widzieliśmy film “Spencer”
Obserwuj nas na instagramie:
„Ogranicz dźwięki do minimum. Oni cię słyszą” – głosi napis w kuchni w posiadłości Elżbiety II. Ten paranoiczny nastrój obawy przed wszędobylskimi uszami towarzyszył nam będzie do końca seansu filmu Spencer, tak jak towarzyszy Dianie, która jest na skraju: wytrzymałości psychicznej i swojego małżeństwa.
Kristen Stewart dekonstruuje obrazy Diany. Jest on inny niż ten mitologiczny wizerunek królowej ludzkich serc, najbardziej znany opinii publicznej. Także inny niż ten kojarzony z prób przełożenia jej biografii na język ekranu. Bo film chilijskiego reżysera Pablo Larraína (Jackie) biograficznym nie jest, choć osadza się na pewnym konkretnym wydarzeniu z życia Diany.
Zagubiona Spencer
Boże Narodzenie, 1991 rok. Rodzina królewska zbiera się w posiadłości w Sandringham, aby świętować w z góry zaplanowany, dawno przyjęty sposób. Wszystko według harmonogramu, wszystko od linijki. Diana Spencer przyjeżdża później niż sama królowa, co z miejsca wywołuje oburzenie. Od początku widzimy, że księżna Walii ledwo się trzyma, a przetrwanie tych kilku dni będzie dla niej wielkim wyzwaniem.
Rodzina królewska nie jest nam przedstawiona na samym początku, tak jakby chciano podkreślić, że jest jedynie tłem. I jeszcze dobitniej zaznaczyć odrębność Diany, która członkinią rodziny królewskiej co prawda jest, ale tak naprawdę nigdy nie była jedną z nich.
Diana według Kristen Stewart i reżysera filmu, Pablo Larraina jest zagubiona, mocno skonfundowana, z jednej strony chce wolności, z drugiej nie potrafi wyzbyć się wystudiowanych póz. Które być może po latach w rodzinie królewskiej weszły jej w krew. Stewart do roli nauczyła się tych wystudiowanych min i gestów Diany, często je przerysowując, co dodaje całości groteskowego, czasem lekko komicznego charakteru.
Na granicy snu i jawy
Diana snuje się między rzeczywistością i snem, miota się między uczuciami do synów, a chęcią buntu i ucieczki. Spencer w sporej mierze zbudowany jest na onirycznym nastroju, czasem dopiero po chwili wiadomo, czy to, co widzimy na ekranie to rzeczywistość, czy wyobrażenia Diany. Dodatkowo zdjęcia pięknych pałacowych wnętrz, zdobnych strojów czy bogato zastawionych stołów skąpane są w przytłumionych barwach.
Przytłumione za to nie są emocje. Zwłaszcza w momentach, gdy spojrzenie Diany mówi nie tylko, jak bardzo ma dość, ale jak bardzo nie potrafi się z tego wyplątać. Syn mówi jej: „wytrzymaj jeszcze trochę”, ale widzowi zdaje się, że to już całkiem niemożliwe.
Przyszłości nie ma
Synowie zresztą są dla niej wsparciem. Mówi im, że w tej rodzinie i w miejscu, w którym się znajdują jest tylko przeszłość. Nie ma przyszłości, a teraźniejszość to też w zasadzie przeszłość. W tym jednym zdaniu zamyka kwintesencję brytyjskiej monarchii, przynajmniej jej stan na tamten czas, czyli pierwszą połowę lat 90. Monarchii, dla której tradycje, stare wzorce i pozory są w zasadzie podstawą egzystencji.
Pablo Larraín lubi serwować widzom długie, metaforyczne sceny. Tak jak na przykład ta, w której Diana zjada z talerza perły. Pochodzą one z naszyjnika, który podarował jej książę Karol. Taką samą biżuterię dał swojej kochance, Camillii Parker Bowles. W innych scenach Diana widzi ducha Anny Boleyn, drugiej żony króla Henryka VIII Tudora, który wydał na nią wyrok śmierci po tym, jak wdał się w romans z Jane Seymour. Choć świetnie wyeksponowane, namnożenie tych metafor może momentami lekko przytłaczać.
I tak, Diana miota się w tym wszystkim, czując, że nie pasuje do rodziny królewskiej, a jednak zmuszając się do spełniania swojej roli. Księżna wywołuje u nas współczucie, być może większe, niż to, które czuliśmy po seansach innych ekranowych opowieści na jej temat. Tu widzimy bowiem kobietę doprowadzoną na skraj obłędu, dla której jedyną i szczególnie trudną drogą jest ucieczka.
Reżyser każe zadawać nam sobie pytania, właściwie dlaczego Diana nadal jeszcze częścią tej rodziny? Przywykła do luksusu? Może ta gra jednak ją wciągnęła i nie chce z niej zrezygnować? Robi to dla dzieci? Dla przysięgi? Ostatnim powodem, o którym można pomyśleć jest to, że robi to dla dobra korony.
Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.
„Ogranicz dźwięki do minimum. Oni cię słyszą” – głosi napis w kuchni w posiadłości Elżbiety II. Ten paranoiczny nastrój obawy przed wszędobylskimi uszami towarzyszył nam będzie do końca seansu filmu Spencer, tak jak towarzyszy Dianie, która jest na skraju: wytrzymałości psychicznej i swojego małżeństwa. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się […]
Obserwuj nas na instagramie: