O artyście w czasach zarazy – wywiad z Krzysztofem Iwaneczko
Obserwuj nas na instagramie:
#połączenisztuką – to inicjatywa Krzysztofa Iwaneczko, w ramach której artysta zagrał intymny koncert online, a udział w nim mogli wziąć wszyscy, niezależnie od miejsca, w jakim się znajdują. Porozmawialiśmy o tym wyjątkowym przedsięwzięciu i sytuacji, w jakiej znaleźli się artyści w związku z panującą na całym świecie epidemią.
To wyjątkowo trudny okres dla całej branży muzycznej. W najbliższym czasie, z wiadomych względów nie odbędą się żadne koncerty. Artyści, jak i ich fani zamknęli się w domach i mogłoby się wydawać, że interakcja między nimi została uniemożliwiona.
Mamy jednak XXI wiek i technologię, która nie jest w stanie zatrzymać muzycznego kołowrotka. W ramach solidarności ze swoimi odbiorcami i zwyczajnej potrzeby dzielenia się sztuką, coraz więcej artystów zaprasza na koncerty, w których można uczestniczyć bez wychodzenia z domów. Krzysztof Iwaneczko jest jednym z pierwszych, którzy nas na taki koncert zabrali.
#połączenisztuką, czyli o relacji artysty z fanami w obliczu epidemii – wywiad z Krzysztofem Iwaneczko
Weronika Szymańska: Szybko się stęskniłeś za sceną.
Krzysztof Iwaneczko: Właśnie stąd wynika ta inicjatywa. Z przyczyn, które są dużo ważniejsze od nas samych. Chciałem tę tęsknotę i pewien żal, który mamy w sobie teraz wszyscy przedstawiciele branży muzycznej, przekuć w coś dobrego i trochę też cofnąć się do zupełnie młodzieńczych bodźców, które sprawiły, że w ogóle wykonuję ten zawód. To wszystko ma swój początek w totalnej pasji.
Rozmawiamy tuż po zakończeniu Twojego koncertu. Jakie masz w związku z nim emocje jeszcze na gorąco?
Krzysztof Iwaneczko: Te emocje, które mam w sobie są ściśle związane z tym, co powiedziałem przed chwilą. Czuję że nadal mam w sobie pasję i żar, które napędzają mnie do tego, żeby po prostu grać, abstrahując od wynagrodzenia, honorarium i tego wszystkiego, co jest obok. Czuję, że ta muzyka, odbiorca i interakcja między nami są jednak najważniejsze. Fajnie, że w dzisiejszych czasach mamy takie możliwości. Ale też muszę wspomnieć o tym, że jestem cholernie zestresowany, nawet do teraz. Pierwszy raz w życiu miałem taką sytuację, że grałem do totalnie pustej sali i jeszcze zaprezentowałem numery, w których trzeba się trochę odkryć. Do teraz nie wiem jakie są reakcje, więc jest to stresujące.
To nie jest właśnie tak, że jak nie ma ludzi, którzy na bieżąco oceniają to, co wykonujesz, to jest łatwiej?
Krzysztof Iwaneczko: Nie, absolutnie. Dla mnie jest na odwrót. Publiczność zawsze mnie bardzo motywowała, napędzała. Nie lubię grać do pustych ścian, bo mam poczucie, że emocje, które się wytwarzają pomiędzy mną a widzem to jest ta sól grania i robienia muzyki.
Nie jesteś jedynym artystą, który wyszedł do fanów z taką inicjatywą, ale mimo to mam wrażenie, że Twój koncert był faktycznie wyjątkowy, bo nie zdecydowałeś się na zwykły występ z klasyczną setlistą, który byłby niejako przedłużeniem trasy, która właśnie została przerwana, ale dostarczyłeś odbiorcom czegoś emocjonalnego, dotykającego i intymnego, co też jest sytuacją wyjątkową dla Twoich fanów, którzy na co dzień raczej nie mają okazji posłuchać Cię w takim wydaniu. Skąd pomysł na taką a nie inną formę?
Krzysztof Iwaneczko: Dziękuję przede wszystkim za to, co powiedziałaś, to bardzo miłe.
Szczere.
Krzysztof Iwaneczko: Myślę, że właśnie tak jak ten koncert, on był szczery. To zabrzmi górnolotnie, ale wynikał z potrzeby podzielenia się z odbiorcą czymś szlachetnym, świeżym i właśnie takim na teraz. Chodziło o pozbycie się pewnych emocji. Ja też sporo gram właśnie takich rzeczy z fortepianem. Mieliśmy nawet pomysł na coś wyjątkowego w późniejszym czasie, w kontekście tej interakcji ja-fortepian-widzowie, co może nawet nie dojść teraz do skutku. Poprzedni sezon mieliśmy super i wiosna też miała taka być, więc w momencie, gdy dostajesz takiego strzała, że wiele koncertów jest przełożonych w czasie, pozostałe przepadają, a przede mną wiele istotnych planów, to może się zrobić trochę przykro. Z drugiej strony wraz z ludźmi, z którymi współpracuje mamy takie podejście, że to co jest krzywdzące, smutne, niedobre, chcemy przekuć w coś, co da innym radość i wierzymy, że to do nas kiedyś wróci.
Przez cały koncert frekwencja utrzymywała się na bardzo wysokim poziomie, bo to było około tysiąca osób, nawet ponad. Jak się odnalazłeś w tej sytuacji śpiewania trochę dla wszystkich, a jednocześnie trochę dla nikogo?
Krzysztof Iwaneczko: Ciężko mi się w tym pytaniu odnaleźć, właśnie dlatego, że nie spotkałem się z reakcją, która jest na bieżąco w normalnych warunkach. Wiadomo, każdy z nas ma coś takiego jak stoi na scenie, że czeka na te oklaski, albo na gwizdy, na cokolwiek. Tutaj fortepian wybrzmiewa, kończy swój rezonans i trzeba od razu mówić, albo grać dalej. Ja też często mam tak podczas swoich koncertów, że zmieniam trochę nastawienie i setlistę reagując na bieżąco. Tu nie miałem takiej możliwości, dlatego też koncert się skończył w taki a nie inny sposób – po prostu go wygasiliśmy, bo chcieliśmy zostawić taką niedopowiedzianą puentę. Sam nie wiem jak się w tym wszystkim odnalazłem. To pytanie można tak naprawdę zadać wszystkim, którzy widzieli ten koncert. Ja starałem się być jak najbardziej naturalny i szczery.
Pytam o to trochę w kontekście głosów, które zwiastują, że jest to moment obrotu branży muzycznej o 180 stopni i być może za chwilę taka forma, jaką dzisiaj zaprezentowałeś, będzie czymś zupełnie normalnym i częstym.
Krzyszof Iwaneczko: Mamy ku temu warunki, żeby taką formę przedstawiać częściej, być może będziemy po nią sięgać, ale jak będzie wyglądała branża? Mi jest ciężko powiedzieć jaki będzie świat jutro. Wierzę jednak, że to wszystko, co się dzieje ma sens. To co proponuje teraz nasz rząd również ma sens. Jestem obywatelem tego kraju, staram się dostosować i myślę, że jeżeli każdy z nas narzuci sobie silną wolę i będzie żył zgodnie z tym, co nam karzą, to unikniemy jeszcze gorszej sytuacji, niż ta, w której się znaleźliśmy. Wierzę, że będzie okej, że gdzieś w maju zacznie się już wypogadzać. Nasze koncerty są przełożone na jesień i jak na razie taki jest plan. Jeśli wszyscy zdamy sobie sprawę z tego, że los jest teraz w naszych rękach i właściwie zawsze będzie, jeżeli chodzi również o niszczenie planety i tak dalej, to będzie okej. Po to był też ten koncert, żeby uwierzyć, że świat teraz nie kręci się tylko wokół relacji w portalach na temat rozwoju epidemii koronawirusa, ale mimo to można się też dobrze bawić.
To fajne co mówisz i cieszę się, że to wybrzmi, bo oboje obserwujemy co się dzieje, czytamy komentarze naszych znajomych, również artystów i wśród części z nich wciąż widać niezgodę i złość na to, że nie mogą zagrać swoich zaplanowanych koncertów i wykonywać pracy, którą mają. Oczywiście, branża się zatrzymała, artyści zostali – miejmy nadzieję, że tylko na chwilę – bez pracy, jednak jak widać na Twoim przykładzie – można sobie z tym radzić, a też wydaje mi się, że znaleźliśmy się w takim momencie, kiedy są jednak rzeczy ważne i ważniejsze.
Krzysztof Iwaneczko: Wiesz, jeżeli ludzkość jest zagrożona, to nie mogę się obrażać na cały świat. Każdy z nas może robić coś innego. Ale z drugiej strony wydaje mi się, że jesteśmy też potrzebni jako artyści. Dzisiaj słuchałem super reportażu, o skrzypcach z Auschwitz, które przetrwały wraz ze swoim właścicielem tylko dlatego, że był on muzykiem i mógł grać SS-manom. Dzięki temu zachował swoje życie. To też pokazuje, że muzyka i w ogóle sztuka zbliża ludzi i jest potrzebna, czy to wojna, czy zagłada, czy epidemia. Nikt z nas też nie był zmuszany do tego, żeby wybrać zawód trudny, freelancerski, piękny, godziwie opłacany, ale niestały i tak się może zdarzyć, jak się dzieje teraz. Trzeba to wziąć na klatę i walczyć w imię wyższej sprawy.
Skoro już o tym rozmawiamy, jak faktycznie wygląda teraz Wasza sytuacja, jako artystów-muzyków?
Krzysztof Iwaneczko: W moim przypadku, tak jak wspominałem, część koncertów, które były zaplanowane na wiosnę są przełożone na jesień, a niektóre niestety odwołane. Informacja pozytywna jest taka, że większość z nich jest przełożona, więc ani one nie zginą, ani nikt z fanów nie wtopił pieniędzy na biletach, bo zachowują one ważność na nowe terminy. Naszym kluczowym zadaniem teraz jest to, żeby przetrwać epidemię. Jeżeli będziemy rozsądni i odpowiedzialni, nie będziemy się na siebie obrażać, tylko wzajemnie pomagać, to jesienią odbędą się wszystkie koncerty i ja także otrzymam swoje wynagrodzenie. Prosta sprawa. Gorzej z koncertami, które jeszcze nie były ogłoszone, gdzie kwestie umów były jeszcze w trakcie podpisywania czy negocjacji – to wszystko spadło. Na ten moment w 90% przypadków takich terminów nie są szukane nowe, bo na przykład agencje nie wiedzą, czy otrzymają teraz budżet na działania, które były wcześniej planowane. Ale to się zawsze zdarza. Ja jestem teraz sfokusowany na to, żeby w końcu przeczytać, że jesteśmy wolni od epidemii. Tak mi na tym zależy, że te koncerty to drugorzędna sprawa.
Wracając jeszcze do Twojego koncertu, zbudowaliście wokół niego pewną historię sygnowaną hasłem #połączenisztuką. Wydaje mi się ono proste i niepotrzebujące tłumaczenia, ale może chciałbyś dopowiedzieć jeszcze co za tym stoi?
Krzysztof Iwaneczko: Właśnie myślę, że każdy to zrozumie, że sztuka łączy i jest potrzebna. Dziś mogliśmy się tak dosłownie połączyć, mimo że nas nie było w tym samym miejscu. To właśnie dzięki sztuce i muzyce. Cieszę się, że to była moja muzyka. Co ciekawe połączyliśmy się za pomocą mediów społecznościowych, ale również tych tradycyjnych, bo rzadko obserwuję, żeby media nie zwracając uwagi na konkurencje i promocję czegokolwiek, chciały po prostu dotrzeć do swoich odbiorców z taką akcją. W dobie krążącego od kilkunastu dni newsa, który w 90% jest smutny i przygnębiający, media chciały dotrzeć jednak z czymś pozytywnym.
Ten koncert to raczej pojedyncza akcja wynikająca z potrzeby serca, czy zamierzacie to jakoś powtarzać, może rozbudować?
Krzysztof Iwaneczko: Czy forma zostanie powtórzona to nie wiem, ale na pewno nie chcemy zaprzepaścić hasztagu. Zobaczymy, kilka pomysłów mamy, ale na razie niech się trochę odgruzuje sytuacja związana z wirusem. Wszystkie przesłanki są takie, że będzie lepiej. Ja w to wierzę i wtedy będziemy działać. Jeszcze nie jeden hasztag od nas będzie!
Koncertów jak na razie nie zagracie, ale z muzyki rezygnować nie musicie. Mam takie podejrzenie i cichą nadzieję, że po tym wszystkim spadnie na nas lawina nowej muzyki.
Krzysztof Iwaneczko: Właśnie o to chodzi! Jest tyle czasu, wiesz ile płyt powinniśmy teraz stworzyć?
Czy Ty w takim razie też szykujesz już coś nowego?
Krzysztof Iwaneczko: Szykuję. Dzisiaj trochę spontanicznie zagrałem utwór, który myślę, że w niedalekiej przyszłości się ukaże. Skupiam się teraz na rzetelnej pracy, żeby to wszytko było jeszcze lepsze. A co przyszłość przyniesie… Naprawdę, dożyjmy jutra. A potem miejmy nadzieję, że będzie dużo nowego materiału, w tym nowych płyt.
Cały koncert Krzysztofa Iwaneczko w ramach inicjatywy #połączenisztuką możecie obejrzeć tutaj:
#połączenisztuką – to inicjatywa Krzysztofa Iwaneczko, w ramach której artysta zagrał intymny koncert online, a udział w nim mogli wziąć wszyscy, niezależnie od miejsca, w jakim się znajdują. Porozmawialiśmy o tym wyjątkowym przedsięwzięciu i sytuacji, w jakiej znaleźli się artyści w związku z panującą na całym świecie epidemią. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te […]
Obserwuj nas na instagramie: