“Trzy tysiące lat tęsknoty”: antyhollywoodzka opowieść o miłości [recenzja]
Obserwuj nas na instagramie:
Od zarania dziejów ludzkość zastanawia się, co dokładnie odróżnia nas od zwierząt – język, postęp technologiczny czy nawet boskie naśladownictwo. Dla mnie jest to nasza zdolność do opowiadania bajek o naszym świecie i światach poza nim, próba wyjaśniania tego, czego nie potrafimy zrozumieć. Jest to na swój sposób sedno twórczości filmowej, o czym doskonale przekonamy się, oglądając najnowsze dzieło George Millera – Trzy tysiące lat tęsknoty. Przeczytaj recenzję!
Trzy tysiące lat tęsknoty – zachwycająca historia o historiach
Nie wpadłbym na fakt, że George Miller po swoim oscarowym megahicie z 2015 roku, Mad Max: Fury Road, podejmie się nakręcenia seksowanego fantasy z potężnym dżinem w roli głównej. Gdy jednak spojrzymy na wcześniejsze dokonania amerykańskiego filmowca, staje się jasne, iż Miller to niesamowicie zróżnicowany w swoich artystycznych wyborach reżyser. We wcześniejszych produkcjach oscylował gdzieś między epickimi filmami akcji a rodzinnym kinem familijnym. Trzy tysiące lat tęsknoty to jednak chyba najbardziej autorski projekt w jego karierze, który pomimo kilku małych niedociągnięć ilustruje olbrzymią pasję 77-letniego Millera. Pasję do tworzenia niezapomnianych obrazów.
Najnowsze dzieło Millera opowiada historię Alithei Binnie (Tilda Swinton), introwertycznej profesor literatury, podróżującej po świecie w poszukiwaniu nowych doświadczeń. Podczas wyprawy do Stambułu, gdzie ma wystąpić na jednej z konferencji, znajduje w jednym ze sklepów piękną szklaną butelkę. Po powrocie do swojego pokoju hotelowego, kiedy próbuje wyczyścić brud ze szkła, wylewa się z niego i materializuje olbrzymi dżin (Idris Elba). Oferuje on bohaterce trzy życzenia, mogąc spełnić absolutnie wszystko, na co ona ma ochotę – ta jednak podchodzi do tej okazji z rezerwą, zdając sobie sprawę z niezamierzonych konsekwencji względem spełnienia swoich największych pragnień.
Sprawdź także: Bodies Bodies Bodies: Kiedy domówka wymyka się spod kontroli [recenzja]
Konstrukcja filmu przypomina tę z Tysiąca i jednej nocy. Trzy tysiące lat tęsknoty długo się rozkręca – warto jednak wysiedzieć do samego końca, gdyż seans jest nieprawdopodobnie satysfakcjonujący. Można polubić też bohaterów – Alithea i Dżin emanują lekkością, ubrani w puszyste białe szaty. Jest prawie tak, jakby Miller przykrył widzów kołdrą i pozwolił im posłuchać opowieści na dobranoc. Film może wydawać się nierówny, ale chyba tak zwykle bywa w przypadku antologii – niektóre segmenty będą bardziej rezonować od innych, w zależności od osobistych upodobań i doświadczeń oglądających. Niemniej każda opowieść skrzy się od magii, jest pełna intryg, ale także rezonuje tematami seksu i przemocy.
Istniejemy tylko wtedy, gdy jesteśmy prawdziwi dla innych
Opowiadanie historii jest stare jak ludzkość. Trzy tysiące lat tęsknoty to eksploracja tego, jak używamy tych opowieści, aby nadać sens ludzkiej kondycji i wyrazić trudne emocje. Interakcje Alithei i Dżina są najbardziej fascynującym elementem filmu, który nie zostaje w pełni zbadany aż do ostatniego aktu. Niektóre aspekty ich relacji zanurzają się w niewygodnych rozmowach o autonomii ciała i obopólnej zgodzie, zwłaszcza gdy w grę wchodzi spełnianie życzeń. Elba fantastycznie zagrał postać dżina – zmysłowego, momentami przerażającego, z pewnością nad wyraz wrażliwego ducha. Nie wyobrażam sobie innego aktora, który tak przekonująco odegrałby wszechmocną, zmiennokształtną, niepokorną istotę.
Idris Elba to jedno, jednak to Tilda Swinton naprawdę błyszczy, dając kolejny ekscytujący i przemyślany występ w swojej wieloletniej, pełnej wybitnych ról karierze. Brytyjska aktorka emanuje w każdej sekundzie filmu pewnością siebie, pozostając lekko neurotyczną, próbując poruszać się w świecie miłości i spełniania najskrytszych pragnień. No i ten jej akcent – można się w nim zachłannie zanurzać w nieskończoność.
Trzy tysiące lat tęsknoty – zobacz trailer!
Wizualnie film prezentuje się zachwycająco – Miller nie skąpi spektaklu i fantazji z egzotycznymi scenami i fantastycznymi kostiumami na pierwszym planie. Niektóre elementy tego filmu nie działają tak, jak powinny – tempo bywa momentami zbyt szybkie, mimo że film trwa prawie dwie godziny. Bywa kiczowato, zbyt oczywiście, ale jest w tym filmie jakiś nieopisany magnetyzm, z którym zostajemy na wiele godzin po opuszczeniu sali kinowej. Miller stworzył fascynującą kolekcję opowieści i przejmującą historię miłosną, która oczaruje tych, którzy dadzą się porwać jego marzeniom.
Ocena: 7/10
Recenzja filmu powstała dzięki współpracy z siecią kin Cinema City, która umożliwiła udział w seansie.
Od zarania dziejów ludzkość zastanawia się, co dokładnie odróżnia nas od zwierząt – język, postęp technologiczny czy nawet boskie naśladownictwo. Dla mnie jest to nasza zdolność do opowiadania bajek o naszym świecie i światach poza nim, próba wyjaśniania tego, czego nie potrafimy zrozumieć. Jest to na swój sposób sedno twórczości filmowej, o czym doskonale przekonamy […]
Obserwuj nas na instagramie: