Maradona pokonał Diego, czyli geniusz, który okiwał sam siebie
Obserwuj nas na instagramie:
Zwycięzca Mundialu 86’, uznawany przez wielu za najwybitniejszego piłkarza w dziejach, Diego Armando Maradona zmarł wczoraj niespodziewanie w godzinach porannych – podał jako pierwszy portal Clarin.com. „Boski Diego” miał 60 lat.
Na początku listopada ikona argentyńskiego i światowego futbolu trafiła do szpitala. Początkowo w La Placie, a później do kliniki w Olivos, na przedmieściach Buenos Aires. Podejrzenia co do gorszego stanu zdrowia natychmiast wyjaśniły badania. Te wykazały krwiaka mózgu, więc konieczna była operacja jego usunięcia. Zdiagnozowany przez lekarzy krwiak podtwardówkowy ma to do siebie, że występuje nie tylko w wyniku większego urazu, ale również u osób uzależnionych od alkoholu. Od tego, jak wiemy, Diego zbytnio nie stronił.
8 dni później Maradona wrócił do rodzinnego domu w Tigre dochodząc do pełni sprawności. Wczoraj stan byłego piłkarza Argentinos Juniors, Boca Juniors czy Napoli pogorszył się do tego stopnia, że trzeba było wzywać pomoc lekarską. Nie udało się go odratować. Nieoficjalnie, za przyczynę zgonu podano zawał serca.
Gol, który zmienił bieg historii
Diego Maradona, w swojej okraszonej wielkimi triumfami i skandalami karierze, zapisał się jako piłkarz genialny, ponadprzeciętny, ponadczasowy, wyznaczający epokę i jedyny w swoim rodzaju. Mistrz Argentyny z Boca Juniors, dwukrotny mistrz Włoch z Napoli, z którym również zdobył Puchar UEFA, zdobywca krajowych pucharów z FC Barceloną oraz mistrz i wicemistrz świata z Albicelestes. Jego dwa legendarne gole w meczu z Anglią ze zwycięskiego mundialu z 1986 roku, na stałe zapisały się w annałach futbolu jako te, których świat nigdy nie zapomni. Które będą wspominane, jako największe oszustwo w historii futbolu i najpiękniejsze trafienie na Mistrzostwach Świata.
To była wspaniała bramka (o „Ręce Boga”), nie mniej niesamowita niż ta druga. Czułem się wtedy jak biedny argentyński chłopiec, który zwinął portfel Anglikowi
– wyjaśnił po latach Maradona
Mówi się, że Diego urodził się drugi raz – na Estadio Azteca w Meksyku 22 czerwca 1986 roku, na oczach 115 tysięcy ludzi. W ramach zemsty na Anglikach za wojnę o Falklandy.
Czy był najlepszy? Trudno powiedzieć. Pele wystarczyło określenie „Król”. Maradona musiał być wyżej, dlatego Bogiem nazywał się sam. Czy był najbardziej kontrowersyjny? Już prędzej. Zawsze chciał być na świeczniku, w blasku fleszy, chwały i sukcesu. Jako celebryta nie miał chwili wytchnienia. Fotografowany zewsząd, nie mógł pozwolić sobie na spokojne wyjście do sklepu. Gdy tylko pojawiał się w przestrzeni publicznej, jego spokój był natychmiastowo zakłócany. Nie dziwi więc fakt stopniowego upadku gwiazdy. Powolnego, ale upadku. Na oczach milionów fanów. Rodziny i przyjaciół. Z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Co ciekawe, Diego odszedł z tego świata równo 15 lat po George’u Beście – innym genialnym piłkarzu, którego kariera piłkarska również była przeplatana z pozaboiskowymi ekscesami.
Bóg futbolu nie stroniący od skandali
Ilość jego skandali dawno przekroczyła dwucyfrówkę. Swoich przeciwników nazywał skurwysynami. Niedowiarkom proponował by wyświadczyli mu pewną usługę seksualną. Innym razem łapał się za krocze w geście pozdrowień dla dziennikarzy, do których zdarzyło się mu strzelać z wiatrówki. Słynna bijatyka po końcowym gwizdku spotkania FC Barcelony z Athletikiem Bilbao w 84’ i dyskwalifikacja za stosowanie dopingu 10 lat później, nierozerwalnie szły ze sobą w parze z unikającym płacenia podatków Diego, pławiącym się w luksusie z członkami Camorry, i „aferą” z synem z nieprawego łoża. Nie bacząc na wszystkie skandale, w 1998 roku doczekał się Iglesia Maradoniana czyli Kościoła Maradony. Z własną Biblią Yo soy El Diego i własnymi Dziesięcioma przykazaniami.
Diego, który jesteś skarbem Ziemi, niech będzie poświęcona twa lewa noga, niech będą pamiętane twoje gole. Jesteś największy, nie ma większego od ciebie…
Tak brzmi początek formułki, którą 30 października każdego roku, czyli w dniu narodzin Maradony, odmawiają wyznawcy genialnego Argentyńczyka. Blisko 200 tysięcy członków rozsianych po całym świecie, utwierdzających się w jego boskości.
Na przestrzeni ostatnich lat można było spotkać się ze stwierdzeniem, że Diego Maradona popełnia powolne samobójstwo. Do 2000 roku i pierwszego ataku serca przy 165 cm wzrostu ważył 120 kg, czym doszczętnie zrujnował sobie zdrowie. Operacja zmniejszenia żołądka, kuracje odwykowe i specjalna dieta pozwoliły Diego na nowo wrócić do szeroko pojętej przestrzeni sportowej. Późniejsze przygody w roli selekcjonera reprezentacji i pierwszego trenera w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Meksyku, Argentynie i na Białorusi, nijak miały się do jego piłkarskich osiągnięć. Obśmieszały jego boskość, przedstawiając go w karykaturalnym świetle.
Utracjusz zagubiony w swej chwale
Obsesyjnie zatracony w swojej doskonałości, zniewolony przez narkotyki, własne ego i „Maradonę”, który w tej nierównej walce pokonał bezbronnego „Diego”. Tego samego, którego bliscy kochali bardziej. W którym widzieli chłopaka rodzinnego, uczuciowego, empatycznego, za którym skoczą w ogień. Zupełne przeciwieństwo „Maradony” przynoszącego wstyd, zmartwienia i cierpienie. Z jednej strony chciałoby się rzec, że i tak żył długo. Przy takim trybie życia niejeden nastolatek fiknąłby już dawno. Kilkukrotnie oszukiwał przeznaczenie wychodząc obronną ręką z nałogów. Z drugiej zaś znajdą się i tacy, którzy stwierdzą: „za wcześnie”.
„On nie jest Argentyńczykiem. On jest Argentyną!” – skandowali w trakcie spotkań swojego idola argentyńscy kibice. Nietrudno się z nimi nie zgodzić. Podobnie czczonego piłkarza w historii, co Maradona, nie było i długo nie będzie. Burmistrz Neapolu, Luigi de Magistris, nie tylko wprowadził trzydniową żałobę, ale już zapowiedział, że stadion Azzurri będzie nosił imię 91-krotnego reprezentanta Biało-Błękitnych.
Zabrałeś nas na szczyt. Uszczęśliwiłeś nas. Byłeś najwspanialszy ze wszystkich. Dziękuję, że byłeś Diego. Będziemy za Tobą tęsknić
napisał Alberto Fernandez, prezydent Argentyny, który również ogłosił trzydniową żałobę narodową
Droga Krzyżowa „Boskiego Diego” dobiegła końca. Wielokrotnie skazywany, upadający, podnoszący się i znowu upadający. Po raz ostatni. Na ustach pogrążonego w łzach całego świata, który opłakuje swoją legendę i geniusza. Grał jak chciał i żył jak chciał. Na swoich zasadach. Był bożyszczem dającym ludziom najwięcej radości i dumy. W umysłach fanów zawsze będzie żywy. Bez względu na wszystko. Spoczywaj w pokoju, El Diez.
Zwycięzca Mundialu 86’, uznawany przez wielu za najwybitniejszego piłkarza w dziejach, Diego Armando Maradona zmarł wczoraj niespodziewanie w godzinach porannych – podał jako pierwszy portal Clarin.com. „Boski Diego” miał 60 lat. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają […]
Obserwuj nas na instagramie: