fot. Estella Dandyk

Julia Rocka: „Nigdy nie widziałam siebie jako piosenkarki” [wywiad]


23 grudnia 2022

Obserwuj nas na instagramie:

Jej pierwszy utwór został największym hitem Spotify Viral Polska, była najchętniej streamowaną artystką wśród tegorocznych członków programu RADAR Spotify, jej piosenka Oficjalna wersja zdarzeń pokryła się złotem, a jednak sama przyznaje, że nigdy nie myślała o zostaniu piosenkarką. O pisaniu tekstów, TikToku i… Fiodorze Dostojewskim porozmawialiśmy z jedną z najciekawszych newcomerek polskiej sceny muzycznej, Julią Rocką.

Jakub Wojakowicz, Rytmy.pl: Czy barman naprawdę przypominał Shreka, tak jak śpiewasz w kawałku Jeep?

Julia Rocka: (śmiech) Nie, to był aspekt humorystyczny, który uwzględniłam w piosence. Chociaż szczerze mówiąc, nie pamiętam tej imprezy dokładnie, więc w zasadzie mogło tak być.

Okej, czyli nie jest to całkowita fikcja literacka. Pytam o ten wers nie bez powodu. Twoje teksty są mocno storytellingowe i utrzymane w narracji pierwszoosobowej, co nadaje im bardzo osobistego wydźwięku. Na ile to jesteś naprawdę ty, a na ile fikcja literacka?

Julia Rocka: Być może powinno to zostać moją słodką tajemnicą… ale przyznam, że jest to pewnego rodzaju miks. Gdybym nie zawierała w tekstach własnych doświadczeń, chyba nie potrafiłabym wiarygodnie pisać. Więc na pewno w tych piosenkach jest sporo prawdy. Zdarzenia, o których śpiewam, nie zawsze dzieją się linearnie, ale wtedy składam te pojedyncze momenty w jedną, spójną historię. Wiadomo, czasami coś podkoloryzuje, żeby było to ciekawsze dla słuchacza, miało jakąś puentę i jasny przekaz.

Ale z drugiej strony, co sama przyznałaś na TikToku, Niebieski Sweter jest bardzo osobistym utworem. Otwarcie przedstawiasz w nim sytuację ze swoim byłym chłopakiem. Czy nie przeraża cię fakt, że otwierasz się z tak prywatnym wątkiem przed blisko 500 tysiącami followersów? Że ktoś może wykorzystać to przeciwko tobie?

Julia Rocka: Inaczej tworzenie nie miałoby dla mnie sensu. Ja muszę być szczera i jak najbardziej autentyczna. To konieczne, by powstało coś, z czym ludzie będą się mogli utożsamić i co będzie dla nich w jakiś sposób wartościowe. To oczywiście rodzi ogromny stres i presję, że się odsłaniam z prywatnymi, często wstydliwymi doświadczeniami, ale zawsze staram się opisywać rzeczywistość z lekkością i poczuciem humoru. Żeby nie było to zbyt ciężkie. Zawsze staram się otwierać mimo wszystko w moich granicach komfortu. Natomiast pisanie o rzeczach, których nie przeżyłam, nie jest mi bliskie – to byłoby sztuczne.

Julia Rocka – Niebieski sweter

To bardzo artystyczne podejście.

Julia Rocka: Moje teksty powstają często bardzo długo. Podchodzę do tego rzetelnie, tworzę je wszystkie sama i na razie nie wyobrażam sobie, żeby ktoś inny napisał mi tekst. Miałabym poczucie, że odgrywam jakąś rolę, która nie jest zgodna ze mną. Co ciekawe, uczę się w szkole aktorskiej, więc wcielanie się w postaci i zawód aktora są mi bliskie, natomiast w mojej muzyce chcę być w 100% sobą. Jeśli mówię w utworach o problemach egzystencjalnych, to jest to naprawdę o mnie. Tym bardziej cieszę się, że tak dużo osób jest w stanie utożsamić się z moimi obserwacjami na temat życia i świata, które zawieram w tekstach.

Wspomniałaś o aktorstwie. W swojej tiktokowej twórczości wcielasz się w różne postaci, maksymalnie przerysowane. Choćby taką Stefę, irytującą kuzynkę, stereotypową kujonkę. Nie masz poczucia, że utrwalasz szkodliwy obraz takich osób u innych?

Julia Rocka: Myślałam o tym. Wydaje mi się, że jest to pytanie, które można by sprowadzić do przykładu: czy to, że u Dostojewskiego bohaterką jest prostytutka powiela jakiś zły stereotyp? W literaturze, filmie, kulturze jest zobrazowanych bardzo dużo czarnych charakterów czy negatywnych zjawisk społecznych, ponieważ stanowią one nieodłączną część naszego ludzkiego, pełnego ułomności świata i nie ma co udawać, że rzeczywistość jest idealna. Trzeba zawsze zastanowić się, po co twórca pokazuje daną postacią, czy zachowaniem i podejść do tego krytycznie, wyciągając własne wnioski, a nie patrzeć powierzchownie. Na przykładzie mojej twórczości: Stefa czy Ciotka wymądrzają się, są wredne, uszczypliwe, nie mają w sobie tolerancji, życzliwości. Faktycznie patrząc na to powierzchownie, można pomyśleć, że poprzez pokazanie takich postaci promuję pewne negatywne postawy, ale patrząc głębiej, wydaje mi się, że tak naprawdę to je demaskuję i krytykuję. Specjalnie przedstawiam je w groteskowy, przerysowany sposób co sprawia, że postaci wypadają absurdalnie i bezsensownie. Po to też wprowadziłam np. postać ugodowego i miłego Tadeusza – by konfrontować te negatywne postaci. Poza tym, osobowości Stefy czy Ciotki nie są wyssane z palca. Takich osób w naszym społeczeństwie jest niestety wiele, ja osobiście też takie poznałam i dużo osób pisze w komentarzach, że utożsamia się ze mną, widząc je w swoim otoczeniu. Cieszę się, że jest jakaś nić porozumienia między mną a moimi widzami. I oczywiście nie chciałabym, żeby rozumieli te postaci jako zachowania, które gloryfikuję. Tak nie jest, traktuje je prześmiewczo i ironicznie. Jest to też forma mojego dystansu do siebie. Może to dla mnie jakiś pancerz ochronny – wyprzedzam hejt, który może na mnie spaść. Chcę najpierw sama skrytykować swoje piosenki, żeby zabrać pożywkę hejterom.

Nie boisz się łatki dziewczyny z TikToka?

Julia Rocka: Moje pierwsze kroki na TikToku były bardzo trudne. Nie chciałam w ogóle go mieć. Namówił mnie do tego mój producent muzyczny. Mówił, że to świetna platforma, na której na zachodzie wszyscy promują muzykę. Ja stwierdziłam, że nie do końca czuję TikToka, ale zrobię to na swoich zasadach. Chciałam promować swoje wartości, zarażać widzów pasją, inspirować. Od początku nie chciałam wpisywać się w trendy, tylko nagrywać filmy „po mojemu”. Mentalnie mam starą duszę i jestem boomerką. Raczej nie ogarniam tych tanecznych trendów, choć lubię je oglądać. Wyglądałabym groteskowo i cringe’owo próbując je odtworzyć. Jasne, że boję się łatki. Jest strach, że ludzie mnie zaszufladkują. Ale z drugiej strony TikTok to platforma, na której mogę się twórczo rozwijać. Gdzie sama tworzę postaci, piszę scenki, sama się promuję, nikt mi nic nie każe ani mnie nie ogranicza, mam bardzo dobry kontakt z obserwatorami. Nie robię na TikToku niczego złego, co mogłoby mi lub komuś zaszkodzi. A jeśli ktoś to negatywnie oceni? To już jest poza mną. Co ja mogę z tym zrobić? Na tyle, na ile mogę, staram się być merytoryczna, kompetentna i dostarczać widzom rozrywkę.

Julia Rocka: „Nigdy nie widziałam siebie jako piosenkarki” [wywiad]

Jak myślisz, skąd się wzięła popularność pierwszej twojej piosenki, Jeep?

Julia Rocka: Kiedy zadawałam to pytanie moim słuchaczom, zawsze pojawiała się odpowiedź, że chodzi o „vibe”. Myślę, że chodzi o połączenie mojego mamroczącego głosu z tym ciężkim bitem, ale też elementami vintage’owego brzmienia no i storytellingowy tekst, który sprawia, że piosenki słucha się jak opowiadania audio. To wszystko sprawiło, że słuchacze usłyszeli w tym utworze coś wyjątkowego, coś, co buduje jakąś atmosferę i nastrój. Bo ta piosenka nie ma cech typowego hitu. Nie jest krótka, trwa 4 minuty 20 sekund, jest mało melodyjna, a mimo to spodobała się słuchaczom. Myślę, że po prostu złożyło się na to wiele czynników.

No tak, według dzisiejszych standardów 4 minuty to już prawie trzy utwory (śmiech). Natomiast wspomniałaś, że najpierw powstał utwór, a potem dopiero założyłaś konto na TikToku. Na pewno popularność Jeepa, pojawienie się na pierwszym miejscu playlisty Spotify Viral Polska były dużym kopem motywacyjnym. Ale czy popularność tego utworu skłoniła cię do postawienia mocniej na muzykę? A może zdecydowałaś, że potraktujesz muzykę poważniej już wcześniej?

Julia Rocka: Jeep powstał bardziej z pandemicznej nudy i zajawki. Stworzyliśmy ten utwór z moim przyjacielem, Michałem. Sprawiło mi to ogromną przyjemność. Robiąc go, też bardzo dużo się oboje nauczyliśmy. Proces tworzenia Jeepa był długi, bo oboje jesteśmy perwersyjnymi perfekcjonistami, ale jednocześnie bardzo przyjemny i satysfakcjonujący. Wiedziałam, że to nie będzie nasza ostatnia piosenka, tym bardziej że oboje mieliśmy coraz to nowsze pomysły. A potem, gdy odezwała się wytwórnia, a raczej parę wytwórni, to zrobiło się poważniej i nie chciałam początkowo niczego podpisywać. Myślałam: „Boże kochany, trzy płyty, jak ja dam radę to wszystko napisać? A co jeżeli następny numer okaże się klapą i nikt tego nie będzie słuchać? Będę wkopana w wielki kontrakt i nie dostanę od nikogo wsparcia”. Podjęcie decyzji o podpisaniu kontraktu zajęło mi w efekcie parę miesięcy, ale stwierdziłam, że wezmę to na klatę. To droga, która daje mi naprawdę dużo satysfakcji. To dla mnie niespodziewane, bo nigdy nie widziałam siebie jako piosenkarki. Jako dziecko marzyłam o zostaniu aktorką. To fajna nauczka dla mnie. Jestem control freakiem, a tu nagle niespodziewana sytuacja przewróciła moje życie do góry nogami. Ale poddaję się temu.

Nie miałaś wrażenia, że to się dzieje trochę za szybko?

Julia Rocka: Tak, to się działo bardzo szybko i w sumie cieszę się, że dopiero teraz, po dwóch latach od napisania Jeepa, pojawiają się pomysły koncertowania. 2 lata temu nie byłam na to gotowa psychicznie. Ale teraz już stopniowo oswajam się z tą wizją.

Julia Rocka – Jeep

Kontrakt sprawia, że pojawia się dodatkowa presja, która czyni muzykę nie tylko zajawką…

Julia Rocka: Daje też dyscyplinę. Nie masz weny, ale powinnaś coś jednak napisać, więc trochę się zmuszasz. Ale to zmuszanie w pozytywnym sensie. Bodźcujesz się do tego, żeby jednak coś tam pisać, traktujesz to na poważnie, jak pracę. Ten kontrakt pozytywnie wpłynął na moje życie. Możliwe, że gdyby nie on, to muzyka w pewnym momencie poszłaby w odstawkę, rzadziej publikowałabym piosenki. Nie miałabym wydawniczego planu i motywacji.

Chyba Jakub Żulczyk kiedyś powiedział, że on nie wierzy w wenę. On siada, przeznacza sobie konkretną liczbę godzin, aż w końcu coś mu wyjdzie, bo bez tego nie napisałby nic. Łatwo się zdemotywować i zająć czymś innym bez takiej dyscypliny.

Julia Rocka: Nawet jeśli poświęcisz 8 godzin i napiszesz same rzeczy, które się nie nadają, to być może napiszesz jedno słowo, które cię zainspiruje i następnego dnia napiszesz trzy piosenki.

Temat pisania tekstów i w zasadzie cała rozmowa nasunęła mi taki wniosek, że traktujesz swoją muzykę jak katharsis.

Julia Rocka: Na pewno pisanie tak intymnych piosenek o sobie ma charakter czegoś w rodzaju spowiedzi. Może trochę bardziej terapii. Dzięki temu się wyzwalam, dojrzewam i konfrontuję publicznie. Jedna z nieopublikowanych dotąd piosenek, która ukaże się na nadchodzącej płycie, jest np. o tym, że ciągle uciekam od siebie i nie potrafię się skonfrontować ze swoimi lękami, ale wydaję mi się, że sama świadomość tego, że mam taką słabość i o tym piszę może prowadzić do samoświadomości i rozwoju i wyzwolenia. Więc tak, moje pisanie ma katartyczny charakter. Chociaż to brzmi trochę pompatycznie (śmiech), myślę, że bez zabawy, lekkości i poczucia humoru moja muzyka nie miałaby sensu. Szukam sposobów, żeby nawet poważne treści przekazywać w lekki sposób. Te piosenki to jest jednak rozrywka i chciałabym budzić pozytywne emocje w moich odbiorcach. Żeby moja twórczość była bliska człowiekowi i tak jak życie, słodko-gorzka.

Julia Rocka: „Nigdy nie widziałam siebie jako piosenkarki” [wywiad]

Jej pierwszy utwór został największym hitem Spotify Viral Polska, była najchętniej streamowaną artystką wśród tegorocznych członków programu RADAR Spotify, jej piosenka Oficjalna wersja zdarzeń pokryła się złotem, a jednak sama przyznaje, że nigdy nie myślała o zostaniu piosenkarką. O pisaniu tekstów, TikToku i… Fiodorze Dostojewskim porozmawialiśmy z jedną z najciekawszych newcomerek polskiej sceny muzycznej, Julią […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →