Nie tylko Ghost in the Shell – top 10 nieoczywistych filmów cyberpunkowych
Obserwuj nas na instagramie:
Z okazji premiery trailera aktorskiej wersji Ghost in the Shell postanowiliśmy pogrzebać w gatunku i podrzucić wam kilka tytułów, które przekonują, że cyberpunk nie kończy się na Blade Runnerze. Zastrzegamy jednak, że nie wszystkie z niżej wymienionych filmów uznajemy za udane…
1. THX 1138 (1971)
Film reżyseruje George Lucas, produkuje Francis Ford Coppola, a grają w nim Donald Pleasance i Robert Duvall. Słabo? A dodajmy, że chodzi o dystopijną wizję przyszłości, w której policyjne androidy wymuszają na społeczeństwie zażywanie narkotyków wyciszających emocje. W tym pociąg seksualny. Equilibium, anyone? Z tym, że Equilibrium (2002.) to opcja późniejsza o 31 lat…
2. Liquid Sky (1982)
W tym filmie chodzi głównie o lans i bauns. Kosztował pół miliona dolarów, a zarobił 1,7, co – jak na warunki produkcji niezależnej – jest dosyć szacownym wynikiem. A jak kogo nie przekonuje ten argument, starczy powiedzieć, że dzieło Vladislava Tsukermana dwie dekady później tak natchnęło electroclashowców, że nie wiadomo, od kogo jumali elementy image’u: od Klausa Nomi, Sigue Sigue Sputnik czy właśnie z tego filmu.
3. Burst City (1982)
Klasyk Sogo Ishiiego, jak mało który inny film podkreślający “punk” w “cyberpunku”. A zarazem showcase dla zaprzyjaźnionych zespołów: The Roosters, The Rockers i… Stalin. Anarchistyczny dokument epoki. Poza tym… wiedzieliście, że Japsy grywali psychobilly?
4. The Running Man (1987)
Kamp nad kampy. Wrobiony w zbrodnię wojenną Schwarzenegger w kostiumie z lycry spier*ala przed morderczym japońskim hokeistą i rażącym prądem gladiatorem przebranym w choinkowe lampki i jeszcze na dodatek śpiewającym Wagnera. A kiedy myślicie, że jest aż za grubo, okazuje się, że film jest też jadowitą krytyką mediów nie mniej niż późniejszy o dekadę “Fifth Element” Bessona. Rozrywka plugawa, ale dająca satysfakcję.
5. Tetsuo: the Iron Man (1989)
Shinya Tsukamoto zrobił cyberpunkowy horror par excellence. Nawet bez dwóch kolejnych części, “Body Hammer” (1992.) i “The Bullet Man” (2009.), Tetsuo jest wyrazem tak zapatrzenia na niemieckie kino ekspresjonistyczne z początków XX wieku (warto sprawdzić termin: “dieselpunk”, albo “decopunk”), jak i na nihilizm punka. A przy okazji jest jakimś dalekim japońskim echem biomechanicznych wizualizacji rodem z Gigera. Plota nie ma sensu zdradzać, “Tetsuo” to po prostu lektura obowiązkowa. Chora. Więc tym bardziej obowiązkowa. Japoński cyberpunkowy “Eraserhead”. I za Peiperem: “miasto masa maszyna”.
6. Hardware (1990)
Mająca biblijne wręcz zacięcie opowieść o samonaprawiającym się robocie w post-apo świecie. Do dziś trudno mi zdecydować, czy to rzecz genialna, czy absolutne g*wno. Ale, poza Dylanem McDermottem w roli głównej, na liście płac dostajecie Carla McCoya, wokalistę Fields of the Nephilim, Iggy’ego Popa i Lemmy’ego Kilmistera. A te nazwiska są chyba oczywistą gwarancją, że obejrzeć to trzeba, nie?
7. 964 Pinokio (1991)
W filmie Shozina Fukui jest wszystko, czego nie chcielibyście widzieć na ekranie. Poddany lobotomii cyborg-sex-niewolnik z powodu niemożności utrzymania erekcji zostaje wyrzucony na ulicę, w dodatku z wymazaną pamięcią. Tam znajduje go bezdomna Himiko, ofiara tej samej przypadłości (pamięć, nie wzwód ofc). I wtedy zaczyna się cała ta dalekowschodnia ezoteryka. Film, wbrew pozorom, mocno wzruszający.
8. Strange Days (1995)
Rok 1999, przełom wieków. Dystopijne L.A. Kołysze się jak kolos na glinianych nogach. Lenny Nero (Ralph Fiennes), były glina, zajmuje się obecnie sprzedawaniem podłączanych bezpośrednio do mózgu niekoniecznie legalnych zapisów wizualnych wrażeń. Jest dealerem rzeczywistości wirtualnej. Przypadkowo wpada na trop bardzo, ale to bardzo istotnego spisku. Czyli wchodzi całą stopą w kupę. Do tego Angela Bassett, Juliette Lewis, Vincent D’Onfrio… A za kamerą laureatka Oscara za “Hurt Locker”, Kathryn Bigelow. Moc.
9. New Rose Hotel (1998)
Rywalizujące korporacje i romans jako oręże szpiegostwa przemysłowego. Romans. Fabularny twist. I trochę wcale nie takiego topornego filozofowania w tle. Do tego Asia Argento, Willem Defoe i Christopher Walken na liście płac. Dowód, że cyberpunk jest pojemnym gatunkiem. Czy raczej “settingiem”.
10. eXistenZ (1999)
Pamiętacie jakiś słaby film Cronenberga? No, dobra – te ostatnie. Ale wcześniej? A tu mamy potencjalnie śmiertelną grę VR, Jennifer Jason Leigh, Jude’a Lawa, Iana Holma i (znów) Willema Defoe. Rozkmina nad tym, jak człowiek reaguje na wirtualną rzeczywistość, czy po prostu niezły thriller?
Wyróżnienie specjalne – Split Second (1992)
Kilka lat temu zabił mojego partnera. Teraz go pomszczę. Londyn w 2008 wskutek globalnego ocieplenia zalała Tamiza. Wszystko jest przesiąknięte. A on znowu zabija. W dodatku jest ponoć synem Szatana i zmutowanym szczurem. I ponoć jest ich więcej. Do tego noir, noir, noir, Rutger Hauer, Kim Cattral i nieodżałowany Pete Postlethwaite. Jeśli cokolwiek może być cyberpunkowym guilty pleasure, to ten film może.
Z okazji premiery trailera aktorskiej wersji Ghost in the Shell postanowiliśmy pogrzebać w gatunku i podrzucić wam kilka tytułów, które przekonują, że cyberpunk nie kończy się na Blade Runnerze. Zastrzegamy jednak, że nie wszystkie z niżej wymienionych filmów uznajemy za udane… 1. THX 1138 (1971) Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam […]
Obserwuj nas na instagramie: