kadr z teledysku

Alan „Wszystko co brałem”: nie pozwoli mi zapomnieć, że słuchałem tej EP-ki [recenzja]


05 marca 2022

Obserwuj nas na instagramie:

To spora sztuka, by materiał wzbudzał jednoznacznie pozytywne lub negatywne odczucia. Alan stanął na wysokości zadania.

Raper-iluzjonista

Długo nie mogłem zabrać się za odsłuch całości krążka Wszystko co brałem. W końcu jednak przesłuchałem go kilka razy z uwagą i już wiem, że nie obędzie się bez kilku bardziej bezpośrednich zwrotów i określeń.

Materiał sugeruje potencjalnemu odbiorcy, że jego twórca ma coś do powiedzenia. Może w jakiś sposób otworzy się przed słuchaczem? Kto wie, może wręcz spróbuje trochę umoralniać i choć nie uniknie przy tym zbędnego patosu i pustych słów, to jednak da się poznać jako człowiek? Cóż, Alan miał inny plan. Tytuł jako tako koresponduje z trzema, góra czterema tytułami z tracklisty. Piszę tytułami, bowiem spośród nich raptem ze dwa single możemy uznać za rozwijające myśl zawartą w nazwie EP-ki. Są to nie pytaj co brałem oraz faza do ćpania. Tu pozostawiam miejsce na wasze przypuszczenia treściowe.

Alan – smog

Jak (nie) pisać tekstów – poradnik Alana

Nie trzeba mierzyć się z gatunkiem od czasu pierwszych nagrań Slums Attack, by wiedzieć, że w 2022 roku polscy MC umieją rapować. Czasy, w których czasownikowe rymy i dukane flow były na porządku dziennym, możemy w sumie uznać za zamierzchłe. I właśnie ten fakt sprawia, że Wszystko co brałem jest po prostu irytujące. Gdyby Alan nie umiał nawijać, gubił dykcję i wypadał z bitu, nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Gospodarz wie jednak, jak bawić się flow, zdarza mu się chwytliwa melodia, jak w tytułowym numerze czy fazie do ćpania. W związku z tym trudno nie podkreślać lirycznych potknięć czy nawet bardziej festiwalu spektakularnych upadków reprezentanta HHNS Label.

Raper od początku wydaje się osamotniony w wierze, że wizerunek, który nam przedstawia, jest realistyczny. Trudno mi uwierzyć, że ktoś zaznajomiony z dokonaniami rodzimej sceny uwierzy w choćby jedno słowo, które pada z jego ust. To zadziwiająco smutne, jak kolejny reprezentant wspomnianej wytwórni stara się nachalnie udowodniać, że ma charyzmę, a przecież ta powinna, o ile jest, naturalnie wybrzmiewać. Dodajmy, że ten niewłaściwy szlak przetarł mu BeCeKa. Alan rzuca inwektywami na prawo i lewo, w złotym deszczu promuje dominację (i tę rapową, i tę w życiu codziennym), a w smogu opowiada o bandyckim charakterze miasta, z którego pochodzi w sposób sugerujący wychowywanie się w Compton lat 80. czy jednej z najgroźniejszych dzielnic Chicago. Rap to często ładnie opakowane pozory, ale i w tym można przegiąć.

Alan – wszystko co brałem

Wiarygodność włóżmy między bajki. Powiedzmy za to, czym Alan wyróżnia się jako tekściarz – zdumiewającą ignorancją, która znajduje ujście w prostackich linijkach. Uwierzcie na słowo, że przytaczanie ich nie jest żadną przyjemnością dla osoby patrzącej krytycznie. Co najwyżej przykrą koniecznością.

Większość lyricsów to mało dżentelmeńskie peany na temat płci przeciwnej oraz pusta bragga. Autor przez ani moment nie pochyla się nad zasadnością wersów. A mógłby, bo są tu takie jak: Mam dłonie w temacie, ty c***a w Natalce czy Nie wąchałem, nie jarałem, żyły czyste / A najwięcej przyjąłem, jak ruszyłem twoją p***ę / Iks de, trochę to nieczyste / Może umyłabyś c***ę. Ba, po wielokrotnym powtórzeniu frazy Ej! dodaje: Ja mam duże brzemię, ty duże piź***sko.

Z kolei wtedy, gdy Alan stawia się w roli romantyka w kawałku łobuz kocha najbardziej, wspina się na wyżyny, wyznając wybrance: nie jest ideałem, ale się zakochałem, po czym zachowałem się jak gnój i c**j. Jest jeszcze gorzej, gdy próbuje pokazać własną tolerancyjność. Przy okazji słuchania złotego deszczu coraz bardziej zastanawiałem się, czy wersy: Może jestem pierdolnięty, lecz mi nie przeszkadza gej / Pewnie mam takiego fana, co by chciał wyr***ać mnie / Tolerancja to coś, czego nie posiada zwykły łeb / Nie każda k***a to k***a, kiedy nie starcza na chleb są bardziej głupie czy też obraźliwe. Wciąż nie mam pewności.

Alan – łobuz kocha najbardziej

Follow-upy graniczące z chamską zrzynką

Nawiązania do innych twórców są powszechne wśród raperów. Wśród mistrzów follow-upów znajdziemy choćby Astka i Rado Radosnego, których płyty aż pękają w szwach, gdy idzie o odwołania. Jednocześnie łódzki duet nie traci własnej tożsamości. A Alan już tak.

Naprawdę nie wiem, czy autor zręcznie posługuje się nawiązaniami, czy raczej perfidnie podbiera patenty bardziej rozpoznawalnym twórcom. W otwierającym wszystko co brałem skanduje pojedyncze głoski niczym CatchUp w Perypetiach, a brazylianka w tak wielu aspektach nasuwa skojarzenia z Oliwką Brazil, że tytuł nie może być przypadkowy. Mamy podobne flow przy podduszaniu i klapsach, wysyłanie bakłażanów, przedwczesną ejakulację, a perspektywę zasłania nam tyłek tytułowej Brazylijki. Znalazło się też miejsce na przechwałki związane z prąciem sięgającym do kolan, jakby autor chciał się porównać z Dihem. Powiązania z zawodnikiem GM2L nie ograniczają się do tego przykładu. Sposób kładzenia akcentów w złotym deszczu do złudzenia przypomina manierę sympatycznego Orangutana.

Czasem przeciętność to zaleta

Jedną z niewielu rzeczy związanych z Wszystko co brałem, które można pochwalić, jest warstwa muzyczna. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że daleko jej do wybitnej czy trendsetterskiej. Podkłady na EP-ce są w dużej mierze przeciętne. Gdyby zestawić je z setką darmowych loopów dostępnych na Bandcampie czy serwisie YouTube, to prawdopodobnie żaden nie wyróżniłby się z tłumu. Mimo to obcujemy z naprawdę zróżnicowanymi podkładami, które wybijają się pośród nieciekawych kontekstów.

Mamy trochę trapów, Kinny Zimmer przemycił house’owy vibe w utworze tytułowym, przewijają się też gitary w łobuz kocha najbardziej. Bas całkiem nieźle prowadzi nie pytaj co brałem, zyskując na kontrolowanym przesterze, a Klimonglue bardzo zręcznie wykorzystał perkusjonalia do stworzenia hustlerskiej przestrzeni w brazyliance. Dobre i to.

Czasem lepiej zostać niewidocznym niż być na świeczniku

Na przestrzeni EP-ki autor parę razy próbuje nam pokazać, jakimi zasadami kieruje się w życiu. W smogu nawija nawet, że jest zdolny zabić, jeśli ktoś obrazi mu matkę. Wychowując się na bardziej prawilnym odłamie rapu, zapamiętałem dwie zasady, które reprezentanci polskich ulic wpajali słuchaczom. Pierwsza brzmi: nie atakuje się rodziny oponenta, zaś druga to: przestrzegaj reguł, których chcesz, by przestrzegała reszta. Tymczasem utwór wcześniej Alan przechwala się odbywaniem stosunku z matką… odbiorcy lub wyimaginowanego wroga. I tyle z wagi słowa.

Wszystko co brałem trwa dwadzieścia minut. Szczerze zachęcam do tego, by zamiast poznać niniejszy materiał, włączyć np. BRZYDKIE Szymiego Szymsa z podobnego czasu. Albo po prostu zrobić cokolwiek innego. Mimo że bohater tego tekstu reprezentuje ekipę Hip Hop Nigdy Stop, po tym krążku wnioskuję o wcisnięcie pauzy.

Alan – Wszystko co brałem – odsłuch albumu

To spora sztuka, by materiał wzbudzał jednoznacznie pozytywne lub negatywne odczucia. Alan stanął na wysokości zadania. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i Kasia Lins Raper-iluzjonista Długo nie mogłem zabrać się za odsłuch […]

Obserwuj nas na instagramie:

Sprawdź także

Imprezy blisko Ciebie w Tango App →