Filmy, o których mówiło się w tym roku zdecydowanie za mało!
Obserwuj nas na instagramie:
Nie tylko superprodukcje oraz filmy ze stajni Marvela czy Disneya zasłużyły w tym roku na uwagę. Oto 7 filmów, o których powinno się zdecydowanie częściej dyskutować.
7 filmów, które zasłużyły na zauważenie
Wszyscy mówili w tym roku o najnowszej części Indiany Jonesa, trudno było nie natknąć się też na komentarze dotyczące jakościowych wpadek Marvela oraz nienajlepszych wyników superprodukcji ze stajni Disneya. A w międzyczasie przez polskie kina przemykały kolejne dobre, znakomite lub na różne sposoby wartościowe filmy, które zdecydowanie bardziej zasługiwały na zauważenie. W dzisiejszym zestawieniu opisujemy siedem produkcji, które naszym zdaniem powinny były wzbudzić wśród widzów o wiele większe zainteresowanie.
Aftersun
reż. Charlotte Wells
To nie jest tak, że o opisywanych w zestawieniu filmach nikt nie mówił – o Aftersun było u nas przy okazji premiery dość głośno, a aktor Paul Mescal dostał nominację do Oscara. Chodzi o to, że mówiono zdecydowanie za mało. Aftersun opowiada o ojcu i córce, którzy wyjeżdżają na wakacje do Turcji, by próbować nadrobić stracony czas. Prości ludzie z prostymi nadziejami i marzeniami, a jednak skomplikowani w tym, w jaki sposób (nie) radzą sobie z tym, co w nich „siedzi”, a czego nie są i być może nigdy nie będą w stanie wyrazić jednoznacznymi słowami. Aftersun to film fabularny, rozpisana w scenariuszu atrakcyjna fikcja, skręca zatem w pewnym momencie w stronę odkrywania różnych dramatów oraz zależności, które pokierowały życiem postaci (a zwłaszcza ojca). Nie zmienia to jednak faktu, że Wells uwodzi wizualnie i zmusza do refleksji przede wszystkim wiarygodnym ukazywaniem ludzi i ich „ludzkości”.
W trójkącie
reż. Ruben Östlund
Kolejny „głośny” film, który zdobył wiele ważnych wyróżnień na świecie, między innymi Złotą Palmę festiwalu w Cannes, i był nominowany do trzech Oscarów (film, reżyseria, scenariusz), a który, według nas, nie wyszedł w Polsce poza wąską widownię, do której był dystrybucyjnie skierowany. Wielka szkoda, bo W trójkącie mówi o rzeczywistości, w której wszyscy żyjemy, o świecie materialistycznych podziałów, konsumpcyjnych dążeń, ekonomiczno-politycznego wykluczenia. Wrzuca nas w środek nieco sztucznie stworzonej satyry, w której na luksusowym jachcie bawią się bogaci, wpływowi i mało rozgarnięci, zmuszając nas do szyderstw i klepania się po plecach, że my tacy nie jesteśmy. W pewnej chwili wywraca sytuację do góry nogami i tworzy inne podziały, równie prawdziwe – na tyle, że trudno jest się w nich przejrzeć i przyznać Östlundowi rację. Może ją ma, może nie, ważne, że zostawia ogrom materiału do przemyśleń.
Chleb i sól
reż. Damian Kocur
Jeden z najlepszych i przypuszczalnie najprawdziwszych polskich filmów ostatnich lat – choć to ostatnie zależy w pewnej mierze od miejsca urodzenia i życiowego przebiegu. Jest bowiem bardzo możliwe, że widzowie żyjący w bańkach największych miast i aglomeracji nie znajdą na ekranie tych samych refleksji co ludzie znający z autopsji ambicje i lęki młodości uciekającej z miasteczek i wsi, by spełniać marzenia. Głównemu bohaterowi udało się wyrwać ze swojego pozbawionego perspektyw miejsca urodzenia. Gdy go poznajemy, przygotowuje się do wyjazdu z Polski i zdobywania Zachodu. Trafia jednak z powrotem do miasta, z którego uciekł, i zaczyna grzęznąć w tym, od czego uciekał. Przy czym Chleb i sól nie jest ani filmem oskarżycielskim, ani szafującym stereotypami „Polski B”. Nie jest także filmem z tezą. Kocur przedstawia nam swój świat i prosi, byśmy dopowiedzieli sobie, o czym nam tak naprawdę właśnie opowiedział.
Holy Spider
reż. Ali Abbasi
Kolejny bardzo mocno osadzony w konkretnej rzeczywistości film, który – tak nam się wydaje – nie został odpowiednio w Polsce doceniony. Tym bardziej, że opowiadający opartą na faktach historię irańskiego seryjnego mordercy Holy Spider to zaangażowane społecznie kino umiejętnie operujące atrakcyjnym sztafażem zachodniego kina gatunkowego. Bohaterką jest prowadząca swoje śledztwo dziennikarka, która musi stawić czoła nie tylko anonimowemu mordercy, lecz również – a może przede wszystkim – patriarchalnemu systemowi tworzącemu rządowych oficjeli, których prawda nie zawsze interesuje. Akcja rozgrywa się na przełomie XX i XXI wieku, nietrudno jednak zauważyć paralele do sytuacji społeczno-politycznej w obecnym Iranie. Abbasi nigdy zresztą tego nie ukrywał. W Holy Spider chciał stawić czoło opresyjnemu systemowi rodzącemu pokolenia ludzi, z których z wiekiem powoli uchodzi ludzka empatia.
Syn
reż. Florian Zeller
W pewnym sensie największą wadą Syna było to, że nie jest Ojcem. Pamiętacie Ojca z wybitną (Oscarową) kreacją Anthony’ego Hopkinsa, który zagrał starszego mężczyznę popadającego w otchłań demencji? Pamiętacie strukturę filmu imitującą zgnębiony chorobą umysł gościa, który nie zawsze wie, gdzie jest i z kim rozmawia? Syn jest kontynuacją Ojca jedynie w tym sensie, że wyreżyserował go Zeller w oparciu o własną sztukę teatralną. Opowiada o rozwiedzionym małżeństwie, które musi spróbować się zjednoczyć, żeby wspomóc borykającego się z depresją nastoletniego syna. To prawda, Zellerowi brakuje nieco reżyserskiego wyczucia w serwowaniu dramatycznych zwrotów akcji, nie zmienia to jednak faktu, że podejmowana tematyka – często lekceważone medialnie zdrowie psychiczne młodych ludzi – wymusza chwilami ekstremalnie emocjonalne podejście. Warto dać mu filmowi szansę, nie uciekając się do żadnych porównań.
Bo się boi
reż. Ari Aster
Niedawna nominacja do Złotego Globu dla Joaquina Phoenixa trochę przypomniała widzom o tej nieco zakurzonej trzygodzinnej psychodeliczno-symbolicznej filmowej epopei o człowieku, który zostaje zmuszony, żeby stawić czoła setkom fobii tkwiących w jego umyśle i ciele. Aster, reżyser artystycznych horrorów Dziedzictwo. Hereditary i Midsommar. W biały dzień, dostał od studia A24 wolną rękę, by zrealizować taki film, jaki sobie wymarzył, a przez to, że nikt nie stał nad nim z producenckim batem, upchnął do Bo się boi o wiele za dużo. Ale jak to się ogląda! Bohater Phoenixa wyrusza na swą prywatną odyseję, napotykając kolejnych mniej lub bardziej dziwnych ludzi, nawiązujących na różne sposoby do jego własnego życia, zaś widz próbuje się połapać, na ile oglądane fragmenty rzeczywistości są prawdziwe, a na ile zostały zabarwione skrzywioną psychiką oraz wyobraźnią protagonisty. Odpowiedzi jest tyle, ilu jest widzów.
Świat po pracy
reż. Erik Gandini
Finiszujemy wyjątkowym dokumentem, który zostawia znacznie więcej pytań niż odpowiedzi, dotyczy zaś jednego z najistotniejszych zagadnień związanych z przyszłością naszego gatunku: czy ludzie będą potrafili normalnie funkcjonować bez pracy wypełniającej im codzienność? W idealnym świecie praca powinna zabierać nam jedynie część doby i zapewniać na tyle środków finansowych, żebyśmy mogli godnie żyć oraz cieszyć się z tego, co nam to życie zapewnia. W rzeczywistości jest oczywiście znacznie gorzej, gdyż praca stała się dla wielu ludzi desperacką walką o przeżycie od pierwszego do ostatniego dnia miesiąca, zaś w wielu kulturach uznaje się ją wręcz za sens życia. Mistrz prowokujących niewygodne refleksje dokumentów Gandini opowiada o różnych podejściach do pracy na świecie i próbuje wpisać te przemyślenia w rozwój nowoczesnej technologii, z robotyką na czele, która wielu z nas pozbawi zapewne kiedyś pracy.
Nie tylko superprodukcje oraz filmy ze stajni Marvela czy Disneya zasłużyły w tym roku na uwagę. Oto 7 filmów, o których powinno się zdecydowanie częściej dyskutować. Zobacz także Co obejrzeć po „Reniferku”? Te seriale powinny wam się spodobać Początki polskiego rapu: pierwsze kasety, dissy i nadejście Scyzoryka WROsound 2024. Zagrają m.in. Małpa, susk, Bisz i […]
Obserwuj nas na instagramie: