Legendarny Afrojax: Kiedyś nie będę miał czym rzygać [wywiad]


06 września 2016

Obserwuj nas na instagramie:

Afrojax strikes again. Raptem rok po premierze Przecież ostrzegałem legendarny artysta rapowy powraca z nową płytą, zatytułowaną Nagrałem to, bo nie miałem kasy. Jednak nawet pisząc piosenki dla pieniędzy, wcale nie spuszcza z tonu.

Choć tym razem zabiera głos na smutno. W rozmowie z Rytmami mówi o depresji, nerwicy i poszukiwaniu domowego ciepełka. A także o taktyce szoku i o tym, jak zachowałby się na scenie.

Co z tą forsą? Czy wiesz coś o tym, jak sprzedaje się Nagrałem to, bo nie miałem kasy?

Otrzymuję co jakiś czas raporty od mojego wydawcy. Podobno niezgorzej.

Myślę, że twoi najwierniejsi i najstarsi fani powinni być zadowoleni. Bo ta płyta – przynajmniej mi – wydała się naprawdę pilśniowa. Taka back to the roots.

Czy ja wiem, czy to komplement? (śmiech) Pociesza mnie to, że Płytę pilśniową nagrywałem cztery lata, a tę niecałe dwa miesiące. To, że jestem w stanie w tej chwili zrobić o tyle szybciej coś na podobnym poziomie, no cóż, napawa optymizmem. Rzadko używam tego słowa.

Tym razem samplujesz chyba o wiele mniej – albo rzadziej – niż na Przecież ostrzegałem. Słychać tu więcej gitary i basu.

Sample są cztery i tylko pojedynczych partii instrumentów, a nie całych aranży. Przy czym wszystkie są mocno potransponowane i pokrojone. Więc wątpię, czy Tomasz Stańko rozpoznałby swój własny solowy występ w “Dziewczynie, która nic nie zrozumiała”, mimo że trwa on chyba, k***a, dwie minuty. No fajnie się bawiłem. Co miałem innego do roboty? Mogłem się albo pociąć, albo powiesić, albo nagrać płytę. I wybrałem to ostatnie. (chwila ciszy) O rany, ale to gównianie zabrzmiało. Jezu, liceum.

Nie chodzi mi o to, że twoja nowa płyta przypomina Pilśniową w każdym szczególe. Ale w moim odczuciu Człeek orkestra na przykład jest jakby kolejnym wcieleniem Karla Malone. To nawet podobna opowieść.

Tak, poza tym to jedyny numer, w którym cały tekst jest o tym, co leży poza mną. To streszczenie mojego poglądu na coś, co mnie gówno obchodzi, czyli na los hejtowanych celebrytów. I dlatego to jedyny numer z tej płyty, którego mogę ewentualnie posłuchać. Pozostałych nie jestem w stanie, są zbyt osobiste, nadmiernie szczere.

Odniosłam jeszcze wrażenie, że na Przecież ostrzegałem było więcej haseł.

Bo wtedy byłem wk****ony. Chciało mi się z czymś walczyć. Chciało mi się wyrażać swój gniew. Natomiast kiedy popełniałem ten album, właściwie nie trzeźwiałem. A alkohol bardzo redukuje moją złość wobec świata. Jak jestem trzeźwy, to jestem i smutny, i wk****ony. Jak jestem pijany, jestem już tylko smutny. Więc być może stąd ta zmiana zabarwienia emocjonalnego, mniejsza hasłowość, a większy egocentryzm.

Gdy zobaczyłam okładkę Nagrałem to, bo nie miałem kasy, przypomniał mi się kawałek Lecha Janerki pod tytułem “Leon”, w którym śpiewa, że Leonowi “O” nad głową świeci się. No i ty też masz taką żarówkę, z tym że zgoła gdzie indziej. Tak jakbyś odpuścił już sobie te manifesty, intelektualną grę, nazywanie siebie samego geniuszem i jazdę po pseudopatriotyzmie.

To właśnie wynika z tego, że przestałem się rzucać i życzyć śmierci przeróżnym zjawiskom, a zacząłem jej życzyć samemu sobie. Oczywiście jestem tchórzem i na życzeniach się skończyło. O tym jest ten bełt. Mam nadzieję, że kolejnego już nie będzie. Ale nie dlatego, że mnie już nie będzie, tylko dlatego, że już nie będę miał czym rzygać, że się pogodzę z życiem. Z dojrzałością, z dorosłością, z odpowiedzialnością. Ale jak się, k***a, pogodzić z tym, że wszystkie impulsy przychodzące z zewnątrz podwyższają poziom stresu wewnątrz do pułapu, który jest nie do zniesienia?

To właśnie wynika z tego, że przestałem się rzucać i życzyć śmierci przeróżnym zjawiskom, a zacząłem jej życzyć samemu sobie. Oczywiście jestem tchórzem i na życzeniach się skończyło.

Masz wysoką reaktywność na bodźce?

Potwornie wysoką. I dlatego, mimo że na poziomie intelektualnym czy świadomościowym doskonale wiem, co powinienem zrobić, co jest mi potrzebne, i dokąd prowadzi mnie dobra droga, to k***a mać, moja dusza, psychika, jest całkowicie przeciwko mnie. I nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Próbowałem już prawie wszystkiego i nic nie skutkuje na metę dłuższą niż parę godzin.

Nagrałem to, bo nie miałem kasy to poza tym naprawdę melancholijna płyta. Słyszę, że rapujesz tu głównie w pierwszej osobie, a gdy wprowadzasz dialog – jak w “Bólterierze” – brzmi to jak głos we własnej głowie.

A tam melancholijna. Nie bójmy się słów dosadnych – to jest po prostu płyta k****sko smutna. Od 24 lat zmagam się z depresją, nerwicą i jakimś pier****nym rozdwojeniem – takim właśnie, że w pełni zdaję sobie sprawę, do czego co mnie doprowadzi, a dobrych wyborów nadal dokonać i tak nie umiem. Kilka bliskich mi osób uważa wręcz, że jestem opętany przez szatana. Na tej płycie chyba po raz pierwszy słychać to tak wyraźnie. Nie starałem się problemów psychicznych ubierać w cokolwiek. Ta płyta to po prostu czarna rozpacz.

Zwłaszcza kiedy przychodzi wspomniany Bólterier. Dla mnie to był najcięższy moment całej tracklisty. Do Bólteriera odczuwałam melancholię, a później już po prostu rezygnację. Zwłaszcza na koniec, przy Braku boga.

O, czyli jest na tej płycie w ogóle jakaś eskalacja emocji? Ciekawe, to nie było zamierzone.

Ale przyznasz chyba, że taki finał rzeczywiście nie zapowiada już trzeciej płyty.

Dlaczego? Mogę jednak znaleźć jakiegoś boga, zatopić się w jakiejś ideologii, religii, rytuale. Mogę tam szukać swojej pustelni, swojego szymonowego słupa. Podpórki, laski. I nie wiem, czy tego nie zrobię, bo nie wiem już, k***a, gdzie szukać równowagi i wewnętrznego spokoju. Wówczas nagram płytę o własnej słuszności, o nieskazitelnej drodze, będę prorokował oraz nauczał. Czyli kolejny bełt, kolejna płyta o gównie. Nie słuchajcie jej, jeśli tak się stanie. Ale za dużo mówimy o mnie, a za mało o muzyce. Pogadajmy o muzyce.

Wówczas nagram płytę o własnej słuszności, o nieskazitelnej drodze, będę prorokował oraz nauczał. Czyli kolejny bełt, kolejna płyta o gównie. Nie słuchajcie jej, jeśli tak się stanie.

Zastanawiałam się, czego mogę się spodziewać po twoim występie na żywo. No więc otworzyłam pudełko…

… i wyjęłaś płytę? (śmiech) Bardzo współczuję. Bardzo przepraszam (kto chciałby się dowiedzieć, za co przeprasza Legendarny Afrojax, niech sam kupi płytę, wyjmie ją z opakowania i zobaczy, co się pod nią kryje – red.).

I zastanawiałam się, co by się stało, gdybym napisała pod adres lizebrudnapodloge@onet.eu i spróbowała cię zabukować na swoją imprezę urodzinową. Załóżmy, że akurat uskładałam sobie kasę specjalnie na ten cel.

Oczywiście bym zagrał. Debiut live na Spring Breaku wypadł bardzo pomyślnie. Kolory twarzy ludzi po tym koncercie oscylowały od bieli do zieleni. Rumianych policzków nie zauważyłem. Chyba że były to rumieńce wstydu. Czemu więc tego nie powtórzyć, kontrowersja i wstrząs to dobra rzecz. Tyle że nic w związku z tym nie robię. Ostatnio mam jeszcze większe niż zwykle problemy z autopromocją. Zawsze to było dla mnie bardzo trudne, ale teraz polecanie siebie samego jest już jakoś niewykonalne. I chyba podświadomie nic nie robię w kierunku, żeby te koncerty grać. Ale kiedy się już pozbieram – czyli pewnie niebawem, bo okoliczności mnie do tego zmuszą – to chciałbym grać koncerty. Choć prawdopodobnie będą wyglądały tak, że nie będziecie chcieli tego widzieć. Bo dlaczego mielibyście chcieć?

Możemy nie chcieć tego widzieć w wersji live. Ale myślę, że znajdzie się ktoś, kto to zarejestruje i za 10 czy 15 lat wrzuci na YouTube’a.

Z mgiełkami w odpowiednich miejscach, oczywiście. Z czarnymi kwadracikami.

I z tymi paskami od przewijania jak na kasetach VHS. I będziesz miał co najmniej 300 tysięcy wyświetleń.

Taak!? Nie sądzę. Chciałem tu przywołać pewien japoński projekt. The Gerogerigegege, tak się to nazywało.

Zawsze się zastanawiałam, jak to się wymawia i ile razy powtarza się ostatnia sylaba.

O ile dobrze pamiętam, po japońsku znaczy to ostra sraczka.

Więc nazwa zespołu pasuje do okładki Tokyo Anal Dynamite.

Spójrz sobie, ile odtworzeń na Dailymotion – bo na YouTube go nie uświadczysz – ma ich legendarny występ z odkurzaczem. Nie 300 tysięcy, niestety. (śmiech) Ale to projekt, który muzycznie właściwie niczego ciekawego nie proponował. Tokyo Anal Dynamite to interesująca płyta, ale tylko pod względem koncepcyjnym. Bo kto by tego, k***a, słuchał?

Cóż, ja sama nie byłam w stanie przez nią przebrnąć.

Ja też nie słuchałem całości. Tylko jakichś pięciu minut, na które przypadło bodaj kilkanaście tracków, wszystkie się zaczynały od naliczania one two three four i wszystkie brzmiały identycznie. To jest przynajmniej jakaś koncepcja. Obok taktyki szoku coś jeszcze za tym stoi. Bardzo mało, ale coś stoi. Ja też chcę się posługiwać taktyką szoku, ale żeby było to muzycznie bardziej przyjazne słuchaczowi, inaczej teksty przejdą bokiem, a ja jednak głównie piszę słowa. Komponowanie, granie na instrumentach, produkcja, umiem to wszystko, ale nie mam instynktu ani indywidualności. No ale wracając do formuły beczka lirycznego syfu plus łyżka dźwiękowego miodu – z niej się wzięły obie moje solowe płyty, ale bardziej ta druga. Bo na pierwszej po prostu kradłem całe aranże, co prawda oryginalnie, bo z modułów z Amigi, ale kradłem, żeby było szybciej. Na tej chciałem już jednak zrobić coś stuprocentowo swojego, więc ch*j z pszczółkami, sam zrealizuję ten miód. A i tak poszło mega szybko. Tracklistę wymyśliłem – bo od opublikowania tracklisty w ogóle zacząłem pracę i nad pierwszą, i drugą płytą, mimo że poza tytułami nic prawie nie miałem – pod koniec marca, a ostatni track zamknąłem w połowie maja…

A czy Legendarny Afrojax na scenie nie byłby trochę spłoszony? W końcu w kawałku Gdy księżyc rozbłysnął na niebie jak wielka, czerwona pizza krzyczysz, że chcesz być taki jak wszyscy.

Chcę być taki jak wszyscy, wchodząc do warzywniaka w środę o ósmej rano. Nie chcę być taki jak wszyscy na scenie. Wszędzie, ale nie tam, nie w studiu, nie nad kartką… Jednak pozamuzycznie bardzo chciałbym się odnaleźć w takim standardowym życiu. W bezpiecznym, domowym ciepełku. Potwornie zazdroszczę ludziom, którzy potrafią to robić. Dla mnie to jest największe wyzwanie w ten właśnie sposób egzystować. Chciałbym być tym księgowym. Spokojnie stawiać czoła rzeczywistości.

Chcę być taki jak wszyscy, wchodząc do warzywniaka w środę o ósmej rano. Nie chcę być taki jak wszyscy na scenie. Wszędzie, ale nie tam, nie w studiu, nie nad kartką… Jednak pozamuzycznie bardzo chciałbym się odnaleźć w takim standardowym życiu. W bezpiecznym, domowym ciepełku.

Ale może być księgowym to nie zawsze jest stabilizacja? Na przykład gdy przychodzi jakaś restrukturyzacja i widzisz, że twoje koleżanki i koledzy z pracy pakują manatki i że ty możesz być następny.

Normalny człowiek w takim momencie dopiero zaczyna się martwić. A mi się wszystko w środku trzęsie, k***a, codziennie i z byle powodu. A przecież tyle mam. Pracę, dom, rodzinę, przyjaciół, jakiś tam dorobek, jakieś tam zdolności. Mimo to przeważnie czuję się tak, jakby ktoś przystawił mi pistolet do głowy i powiedział, że zaraz naciśnie spust. K***a, skąd to się bierze? (dłuższa chwila ciszy) I o tym właśnie jest utwór Gdy księżyc rozbłysnął na niebie jak wielka, czerwona pizza. Że chcę być normalny, choć w tej chwili niezbyt umiem być normalny, ale też nawołuję w refrenie do tego, by traktować mnie jednak jak normalnego. Bo wszyscy składamy się z tych samych cząstek elementarnych. (wzdycha) Houellebecqowskich cząstek elementarnych. Nie mogłem sobie odmówić tego namechecku, przepraszam.

Podobno w powieści Mapa i terytorium Houellebecq cytował francuską Wikipedię, więc może ci to być wybaczone.

Nie, to niewybaczalne. Idę się pofrustrować, pa.

Sprawdź także:
Małpa: „Udało mi się uciec od syndromu drugiej płyty” [wywiad]

Afrojax strikes again. Raptem rok po premierze Przecież ostrzegałem legendarny artysta rapowy powraca z nową płytą, zatytułowaną Nagrałem to, bo nie miałem kasy. Jednak nawet pisząc piosenki dla pieniędzy, wcale nie spuszcza z tonu. Choć tym razem zabiera głos na smutno. W rozmowie z Rytmami mówi o depresji, nerwicy i poszukiwaniu domowego ciepełka. A także […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →