All inclusive w formacie AVI. Filmy dla tych, którzy nie pojadą na urlop


16 sierpnia 2016

Obserwuj nas na instagramie:

Duże miasto wojewódzkie, druga połowa sierpnia. Zmęczenie udziela się wszystkim. Nikt już nie pamięta, co to wydajność. Kolega po lewej od dziewiątej rano gra w tetrisa. Koleżanka po prawej przysypia, podpierając głowę linijką.

Chciałoby się wyjechać. Odkryć jakiś nieznany ląd. Odnaleźć w sobie dziecko. Ale co zrobić, gdy jest się ostatnim w kolejce po urlop, a byle jakie oszczędności i tak nie pozwolą na wypoczynek pod palmami? Można choćby wrócić do domu, położyć się wygodnie i obejrzeć coś dobrego. Przed Wami trzy propozycje – dwie filmowe i jedna serialowa – dzięki którym przestaniecie żałować, że nie macie pieniędzy na wakacyjny wyjazd. I może nawet ucieszycie się, że Wasze długo wyczekiwane wakacje nie będą nieustające.

 

Fishing with John
reż. John Lurie, USA 1991

fishing-with-john-episode-2-jamaica-with-tom-waits

W drugim odcinku tego najbardziej kultowego serialu o wędkowaniu John Lurie – reżyser, scenarzysta i odtwórca głównej roli – wybiera się łowić ryby na Jamajce. Towarzyszy mu sam Tom Waits. W pierwszej scenie płyną kajakiem po ukrytej w głębi lasu rzece, wiosłując z niemałym wysiłkiem, ale i z zapałem. “Jesteś zmęczony?” – pyta swojego kolegę John. “Skądże, czuję się pełen energii” – odpowiada Tom, który ten jeden raz zdaje się nawet nie tęsknić za swoim ulubionym dymkiem z papierosa.

Bohaterowie serialu Fishing with John (do których, oprócz Luriego i Waitsa, zaliczają się jeszcze choćby Willem Dafoe i Dennis Hopper) dają się poznać jako faceci z ikrą. Rybacką gadkę opanowali bez zarzutu. Znają potrzebne zawołania i pozdrowienia. Sypią jak z rękawa anegdotami o swoich (bardzo nielicznych) wędkarskich doświadczeniach. Niestraszne im wstawanie o świcie ani czekanie, aż ryba “weźmie”. By dotrzeć nad najlepsze wody, przemierzają setki i tysiące kilometrów. Za nic sobie mają surowe niekiedy warunki atmosferyczne. Wydaje się, że po latach spędzonych na scenie i przed kamerą filmową nareszcie odnaleźli swoje prawdziwe powołanie: połów.

To jednak dopiero początek. Wkrótce panowie dowiedzą się, że łowienie to nie bajka, ale bitwa. Że duża ryba nie da się złapać na byle co, a same dobre chęci nie załatwią sprawy. Zwłaszcza w mroźnym klimacie północnego Maine, gdy skończyło się jedzenie.

Fishing with John bawi i uczy. To znakomite połączenie filmu przyrodniczego z odrobiną kina przygodowego i formatem telewizyjnego serialu komediowego. W sześciu krótkich, półgodzinnych odcinkach znalazło się miejsce i na obserwację, i na akcję. I na zwyczajność, i na egzotykę. A uroczym landszaftom z różnych zakątków świata towarzyszy ścieżka dźwiękowa, która przypomina wykonane z nieco pastiszowym zacięciem motywy z wysokobudżetowych produkcji. I czy nie lepiej zobaczyć trud i znój łowienia ryb w gwiazdorskiej obsadzie, niż samemu sterczeć gdzieś z wędką, czeznąc z zimna albo słabnąc w upale?

 

Leningrad Cowboys jadą do Ameryki (Leningrad Cowboys Go America)
reż. Aki Kaurismäki, Finlandia 1989

leningrad-cowboys-go-america

Podobnie jak John Lurie i jego koledzy z show businessu, Leningrad Cowboys mają więcej entuzjazmu niż szczęścia. Nie dość, że los skazał ich na życie i twórczość na syberyjskim pustkowiu, to jeszcze potencjalny agent zupełnie nie rozumie ich ludowo-rockowego repertuaru. Po krótkim, urządzonym w stodole przesłuchaniu, odsyła chłopaków z kwitkiem. “Jedźcie do Ameryki, tam strawią wszystko” – mówi na odchodne. I już na początku filmu byłoby po sprawie, gdyby nie spragniony kasy manager zespołu, który bierze tę radę na serio i zabiera grupę w trasę po najbardziej podrzędnych knajpach w USA.

Tytułowi Leningrad Cowboys wizerunkowo przypominają skrzyżowanie Blues Brothers z rodziną pingwinów. Może i są trochę rock’n’rollowi, ale zdecydowanie bardziej niezdarni. Starają się dostosować swoje brzmienie do gustu amerykańskiej publiczności. Ta jednak niespecjalnie się nimi zachwyca. W dodatku manager okazuje się pasożytem i despotą, który karmi swój zespół cebulą i selerem naciowym, a całą zapłatę za koncerty zagarnia dla siebie. Kowboje z Leningradu zaczynają przymierać głodem, idą na żebry. Buntują się, ale niemrawo, bez przekonania. Po paru kolejnych niepowodzeniach wyruszają wreszcie do Meksyku, by zagrać koncert ostatniej szansy. Na weselu.

Leningrad Cowboys Go America przypomina kameralne, skromne kino drogi w stylu Wima Wendersa, z tym że utrzymane jest w stonowanym, typowo skandynawskim klimacie. To dziwne zestawienie ciepła z chłodem dodaje filmowi Kaurismäkiego nieco surrealistycznego uroku. I sprawia, że porażki tytułowego zespołu z Syberii ogląda się nie z litością, ale z uśmiechem. Zwłaszcza że ukazana na ekranie Ameryka B raczej nie jest miejscem, wobec którego należałoby mieć kompleksy. Wniosek: jeżeli mieszkacie w Polsce A, to możecie śmiało w niej pozostać.
 

Na pomoc! (Help!)
reż. Richard Lester, Wielka Brytania 1965

help1-1600x900-c-default

Help! to bodaj najlepszy film z udziałem Beatlesów. Zaczyna się sceną obrzędu zorganizowanego przez wyznawców pewnego hinduistycznego bóstwa (którego posąg przypomina wizerunek bogini Kali). W trakcie ceremonii jedna z kapłanek zauważa, że osoba składana na ołtarzu nie ma na palcu pierścienia, bez którego ofiara nie może się dokonać. Nosi go bowiem nie kto inny, tylko Ringo Starr, który w Help! niejako mimowolnie wyrasta na największą gwiazdę zespołu. Wkrótce niecierpliwi wyznawcy bóstwa rzucą się za nim w pościg. To stanie się dla reżysera okazją, by pokazać Beatlesów w otoczeniu krajobrazów tak urokliwych jak pokryte śniegiem Alpy czy plaże na Bahamach.

Lester nakręcił komediowo-muzyczny film akcji, w którym teledyskowe ujęcia chłopaków z gitarami (i perkusją) są tylko jedną z wielu atrakcji. Najciekawiej wypadają tu bowiem nie tyle piosenki i pocztówkowe kadry, co zwyczajne rozmowy o niczym, które prowadzi między sobą ta czwórka, gdy akurat nikt nie siedzi jej na karku. Nie brak też momentów, w których ujawnia się charakterystyczne dla każdego z Beatlesów poczucie humoru (jak wtedy, gdy Lennon pyta prześladowanego Starra, czy ten znowu próbuje zwrócić na siebie uwagę).

A co z samym pierścieniem? Oczywiście uporczywie trzyma się na palcu Ringo i to pomimo coraz bardziej natrętnych działań ze strony wyznawców Kali. Jednak gdy atmosfera robi się zbyt gęsta, wszystkich uspokajają proste w sumie czynności: jazda na rowerze, picie piwa i gra w karty. A po takie zajęcia na żadne Bahamy wyjeżdżać w sumie nie trzeba.

 

Sprawdź także:
WTF movies – 10 filmów dla osób znudzonych grzecznym kinem

Duże miasto wojewódzkie, druga połowa sierpnia. Zmęczenie udziela się wszystkim. Nikt już nie pamięta, co to wydajność. Kolega po lewej od dziewiątej rano gra w tetrisa. Koleżanka po prawej przysypia, podpierając głowę linijką. Chciałoby się wyjechać. Odkryć jakiś nieznany ląd. Odnaleźć w sobie dziecko. Ale co zrobić, gdy jest się ostatnim w kolejce po urlop, […]

Obserwuj nas na instagramie:


Imprezy blisko Ciebie w Tango App →